Rozmowy polskie

 

Kiedy pani Kasia mnie strzyże, w radiu akurat mówią o przyjęciu tych dzieci z Syrii, na co ona:

– Słyszy pan? O nasze dzieci nie dbają, a o tamte…

Na co ja:

– Pani Kasiu przecież to chodzi o kilkoro wojennych sierot na trzydzieści osiem milionów!

Ona, głosem już słabszym:

– I tak się zaczyna… ( w domyśle, to, co rozpowszechnili rządzacy…)

Ja, bardziej dobitnie:

– Nic się nie zaczyna! Kościół przecież wzywa do opieki nad wojennymi uchodźcami.

Pani Kasia, o której wiem, że jest gorliwą parafianką, milcząco potakuje. A wtedy ja, jeszcze mocniej:

– Wstyd i hańba, jak nie dopuszczą do przyjęcia tych dzieci! Wstyd i hańba!

Nic nie słyszę, ale widzę w lustrze, że się rumieni.