Hańba

Moja wnuczka Zosia, z ramienia odpowiedniej fundacji, opiekuje się dwojgiem dzieci uchodźców (rodzice: Azjatka i Afrykanin). Uczy ich języka i stara się oswoić z Polską i Polakami. Jest to nadzwyczaj trudne, prawie niemożliwe, bo chociaż są oni już sporo lat w Polsce, to odrzucają nas i język. Dlaczego? Przecież chodzili już do szkoły i spędzali czas z miejscowymi dziećmi. Właśnie dlatego! Na takie bowiem natrafili drwiny, wstręty i wrogość, że poczuli się boleśnie odrzuceni. I odrzuceniem odpowiedzieli na odrzucenie.

Ci którzy tę wrogość podsycali będą się smażyć w piekle, bo dla nich ono istnieje. Czym innym jest bowiem odpowiednia regulacja napływu uchodźców i przygotowanie należytych warunków bytu oraz adaptacji do rodzimego otoczenia, a czym innym podniecanie ciemnych instynktów i wzniecanie nienawiści. A to nie uliczna żulia tę nienawiść wzniecała, lecz przedstawiciele władz, otwarcie strasząc chorobami i pasożytami.

A kto by zgorszył  jednego z tych maluczkich, wierzących we mnie, takiemu lepiej by było, aby mu uwiązano kamień młyński u szyi jego i wrzucono w morze. (Marek, 9, 42)

Zgorszyli i to niejednego. Nie pociesza mnie to, że pójdą do piekła, martwi mnie hańba, jaką nas okryli. Będzie trwać przez pokolenia.