Degradacja humanistyki

Zapisuję, dla pamięci, a może i pożytku publicznego, główne tezy mojej wypowiedzi na wczorajszym (13 maja) posiedzeniu Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego, poświęconym humanistyce. Dziękuję profesor Grażynie Borkowskiej za to zaszczytne zaproszenie, a profesorowi Zbigniewowi Marciniakowi, przewodniczącemu Rady, za przyjazną uważność.

Znajdujemy się w procesie nieustannej degradacji humanistyki, a przyczyny są następujące:

1. Zanik w środowiskach naukowych oraz politycznych wiedzy o swoistości nauk humanistycznych i ich poznawczej odrębności. Najprościej mówiąc nauki humanistyczne tym się różnią od matematyczno-przyrodniczych, że podmiot badający jest zawsze częściowo tożsamy z przedmiotem badania, podczas gdy w naukach “twardych” jest bytowo odrębny. Obrazowo mówiąc – jeśli ja badam strukturę kryształu, to w żadnym dopuszczalnym sensie tego słowa nie jestem kryształem; jeśli natomiast badam kulturę starożytnych Sumerów, to badam własną przeszłość, a więc, poprzez wiele ogniw mediacji, samego siebie. Wiedza humanistyczna przeto jest zawsze pewną postacią samowiedzy i jako taka jest wiedzą o wartościach. Wartości z istoty swojej są jakościami, a nie ilościami, przeto nie poddają się kwantyfikacji. Panujący obecnie w ocenach naukowych totalny system kwantyfikacyjny jest pierwszą przyczyną degradacji nauk humanistycznych.

2. Buchalteryjne kwantyfikacje ujmują, czy ilustrują racjonalność wydatków budżetowych, do których trzeba przekonywać parlamentarzystów i wyborców. Nie są one natomiast tożsame z wartością osiągnięć naukowych, szczególnie humanistycznych. Politycznie przemycone, medialnie rozpowszechnione, populistycznie przyjęte, podstawienie to jest źródłem dwóch głównych chorób nauki współczesnej, wymownie nazwanych grantozą i punktozą. Jakość wiedzy i racjonalność budżetu to są dwa różne byty i jeśli rubryki  drugiego pochłaniają kategorie pierwszego, degradacja nauki jest nieuchronna.

3. Jakie są objawy tej degradacji? Jest ich wiele, wskazuję tylko najbardziej dotkliwe: pierwszym z nich jest rozproszenie czy też zanik wielkich szkół humanistycznych, mających niepodważalne osiągnięcia krajowe i prestiż międzynarodowy. Wspomniałem tylko szkoły warszawskie: historii, strukturalistyczną literaturoznawczą i historii idei, ale można dodać krakowskie czy poznańskie. Dziś nie mamy ich odpowiedników i to nie dlatego, że młodsze pokolenia uczonych są “gorsze”, lecz przez to, że zostały wepchnięte w kleszcze  systemu,  sprowadzającego ich do funkcji wykonawców zamówień (na miarę osiąganych punktów). Drugim jest dotkliwe osłabienie społecznej tkanki humanistycznej, wyrażające się zarówno anemią studenckich kół naukowych (przez całe moje czynne życie naukowe były one krynicznie ożywcze), systemowym paraliżem aktywności społecznej doktorantów (zakleszczonych w punktozie), zamieraniem towarzystw  naukowych, czego wymownym przykładem jest to, że musieliśmy zamknąć działalność zasłużonego Towarzystwa Popierania i Krzewienia Nauk, bo nie było już sił do kontynuacji. Jak ważna dla owocności nauki  jest żywa tkanka społeczna niech nam powie przykład matematyczny: Kawiarnia Szkocka w międzywojennym Lwowie z jej legendarną Księgą Szkocką. Bezinteresowna inicjatywa poznawcza jest warunkiem niezbędnym prawdziwej twórczości, zrobiono już prawie wszystko, żeby ją unicestwić.

4. Co do koniecznych ocen jakościowych – prochu nie trzeba wymyślać, bo wymyślono go i wdrożono w uniwersytetach dziewiętnastowiecznych. Należy, w miarę potrzeby, go doskonalić. Tym prochem są procedury ocen  środowiskowych – doktorskie, habilitacyjne, profesorskie i wszystkie inne, aż do światowych, chociaż nie punktowych. One nie są niezawodne, ponieważ nic, co ludzkie nie jest niezawodne, ale lepszych nie ma i nie będzie. Mniemanie takie, że da się je zastąpić kwantyfikacjami finansowymi, jest wyrazem tępego ekonomizmu; deklaratywnie  przeciwne mu podporządkowanie nauki władzy politycznej, czyli jej polityzacja, oznacza ograniczenie autonomii nauki, jeśli nie jej likwidację. We wszystkich nowoczesnych przypadkach ograniczenia autonomii nauki, kończyło się to degradacją humanistyki, jeśli nie jej aksjologiczną likwidacją.

PS. To jest oczywiście lepiej zapisane niż zostało wypowiedziane, ale co do sensu zasadniczego – bez zmian.