Sen, mara

Czy Mikołka tak się upił, że popadł sam w niszczycielskie oszołomienie, czy też podniecili go kompani, co razem z nim wytoczyli się z tej przydrożnej karczmy, tego nie da się rozstrzygnąć. Zapewne jedno i drugie, splecione i wzmacniające się nawzajem, szał Mikołki i obłęd kompanów, doprowadziły do tej eksplozji okrucieństwa i przerażającej, absurdalnej zbrodni. Mikołka bowiem, gdy znalazł się na dworze, zobaczył swoja chudą szkapinę zaprzęgniętą do ciężkiej fury, jaką zwykle ciągną perszerony i może dlatego, że poruszenie tego brzemienia przerastało siły wątłego konika, postanowił  batem zmusić go do jazdy i to z dodatkowym obciążeniem wskakujących na wóz złoczyńców. Klaczka nie dawała rady i dać jej nie mogła, ale to nie powstrzymało Mikołki, lecz go rozsierdziło. Skoro bat nie skutkuje, grzmoci ją hołoblą, nakazując cwałować, a kiedy i to jego żądzy nie zaspakaja, dobywa stalowy drąg,  którym w grzbiet uderza i szkapinę zwala z nóg.

– Dobijać ją! – ryczy Mikołka i jak opętany zeskakuje z wozu. Kilku parobków, również czerwonych i pijanych chwyta, co wpadnie pod rękę – bicze, kije, hołoble i biegnie ku zdychającej kobyłce. Mikołka staje z boku i na oślep zaczyna ja bić po grzbiecie. Szkapa wyciąga łeb, ciężko wzdycha i umiera.

– Zadręczył! – wołają z ciżby.

– A czemu nie chciała pójść w cwał – krzyczy Mikołka z łomem w ręku, z krwią nabiegłymi oczami. Stoi, jakby żałując, że już nie ma kogo katować.

To jest scena podwójnie, rzec można, nierealna, ponieważ pochodzi z powieści (Zbrodnia i kara), na dodatek ze snu głównego bohatera. W intencjach autora, Fiodora Dostojewskiego, miała ona przestrzec Rodiona Raskolnikowa przed zbrodnią, którą sam zamierzył i której, jak wiemy, dokonał. W moich czytaniach Zbrodni i kary,  miała ona i ma pewien sens autonomiczny, wyższy niż intencje autora, a pamiętam ją może najlepiej z całego utworu.

Dostojewski w swoich ideowych wypowiedziach tak ślepo wierzył w mądrość ludu rosyjskiego i władzę caratu, że właściwie nie da się ich spokojnie czytać. Proszę sprawdzić, na przykład, co pisze w Dzienniku pisarza, na początku kwietnia 1877, w związku z wybuchem wojny turecko-rosyjskiej (cytuję tylko tytuły podrozdziałów: I. Wojna. Jesteśmy najsilniejsi; II. Nie zawsze wojna jest klęską, niekiedy też ocaleniem; III. Czy ratuje przelana krew? IV. Zdanie najłagodniejszego cara o kwestii wschodniej). Ubocznie jedynie zauważę, że to może jest lepszy klucz do mentalności Putlera, niż wszystkie współczesne dywagacje psychologiczne. Jeden cytat, jak znalazł: Długotrwały pokój zawsze rodzi okrucieństwo, tchórzostwo i ordynarny, rozdęty nad miarę egoizm, a przede wszystkim – zastój umysłowy.

Otóż scena z Mikołką dlatego jest tak mocna, że w niej odsłania się pisarz Dostojewski, nieskończenie mądrzejszy od Dostojewskiego ideologa. Czy moja wiara w Rosję, w jej zbawczą misję i nieskruszoną potęgą, jest błędna i zakrywa jej moralną nicość oraz tępe okrucieństwo ? – pyta rozpaczliwie sam siebie. A ponieważ nie może dopuścić, żeby to pytanie jego samego skruszyło, to zamienia je w sen Raskolnikowa.

Ale ono nie znika i niestety staje też przed nami.