Dwa teatry

W zeszły wtorek, 26 kwietnia w Teatrze Polskim retransmisja spektaklu Tartuffe’a Moliera z Comedie Francaise. Rocznicowe przedstawienie na pomnikowej scenie teatru francuskiego…Wydawało się, że warto tam zajrzeć na pierwszy akt, posłuchać dźwięku języka, podumać nad nieuchronną starzyzną klasyki i korzystając z przerwy wrócić do domu.

Przerwy jednak nie było, a dwie i półgodziny minęło nam, Ani i mnie, prawie niepostrzeżenie (ani razu nie spojrzałem na zegarek), w oczarowaniu wspaniałym spektaklem. To, że grana była ostrzejsza wersja sztuki, za Ludwika XIV nie dopuszczona na scenę, nie było decydujące, gdyż, oczywiście, takich subtelności siedemnastowiecznej francuszczyzny nie byliśmy w stanie uchwycić (polskie napisy bardzo pomocne); podobnie jak to, że nie był to spektakl kostiumowy, lecz “nowoczesny” w scenografii i kostiumach, co tu oznacza ich powszedniość i funkcjonalność. Można powiedzieć, że nic tutaj nie rzucało się w oczy odrębnie, choć gra aktorów była wymowna, muzyka dyskretna, sceneria odpowiednia, ponieważ było to dzieło teatralne, porywające nas rytmicznym zestrojeniem wszystkich swoich środków. Właściwie to prawie nieprawdopodobne, żeby poszczególne rytmy sceniczne (wejścia i wyjścia aktorów, przesuwanie składników sceny, itp) zmieniały się wielokrotnie, jednak cały spektakl pozostawał w nas jako grający jednym rytmem. Ekspresja słowno-cielesna aktorów (Duch “Grota” się przypominał) rytm ten podbijała i wzmagała. Prawdziwy Gesamtkunstwerk.

Co mi przypomniało wcześniejszy, również rocznicowy spektakl Don Juana, w tymże Teatrze Polskim w Warszawie, którego premiera odbyła się 29 stycznia tegoż roku, ale jak widać z daty – jeszcze przed wojną. Przedstawienie to otwierał dyrektor teatru Andrzej Seweryn, który swoim słowem, jednocześnie najpoważniejszym i lekko żartobliwym, tak jak to on potrafi, powiadomił nas, że odbywa  się ono dla uczczenie 400-letniej rocznicy urodzin Moliere’a i to tego samego wieczoru, co w Comedie Francaise. Ja się trochę wzruszyłem tym jego przypomnieniem, bo pomyślałem sobie, że pięknie jest dożyć czasów, w których można uczestniczyć w takich obchodach. Dla mojej wnuczki Marysi, obecnej studentki, z którą byłem na tym przedstawieniu, było to całkowicie oczywiste i na tym właśnie polega różnica pokoleń. Andrzej Seweryn powiedział jeszcze, że będzie to spektakl, w którym aktorzy grają bez nieodzownych obecnie mikrofonów. I rzeczywiście tak było, a my wsłuchiwaliśmy się w każde ich słowo i siedzieliśmy zasłuchani. Wyzwanie, które Don Juan przedstawił posągowi Komandora, wybrzmiało pełnym głosem.