Gogoliada



Tego ministra z Pacanowa, który telefonicznie zażądał zwolnienia naczelniczki poczty, za to, że śmiała ona wyrazić się krytycznie o wzroście cen i trudnościach obecnego życia, podobno również zwolniono, choć jak ów przestępczy Mejza, posłem pozostał (każdy głos w sejmie jest teraz “złotą akcją”). Zresztą posła powinni odwoływać wyborcy, bo jest przez nich posłany i niech żyje praworządność!

Ale mnie zastanawia powszechne przemilczenie tego służalczego dyrektora, który “na telefon” kobietę zwolnił. Nawet nie prosił o decyzję na piśmie, tylko zaraz wykonał – do niego zadzwonił wiceminister (jeden ze stu przy-rządowych), a dyrektor, nie zważając na jego kompetencje i nie pytając o racje, migiem spełnia życzenie… Przecież to jest gogolowska sytuacja i nic tu nie działa ludzkiego, ani nawet pragmatycznego, tylko tabela rang! 

Do tego nas doprowadzili, wszyscy milczą, nikt na tę żałosną kreaturę nie zwrócił uwagi. Przyzwyczaili się.

Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie! Uch, wy!!!     


Miłe wspomnienie



Z tych zaległości – zapisuję tylko wiadomość o żarskim spotkaniu. 5 czerwca, czworo nas, absolwentów tamtejszego liceum, Irena Marciniak (matura 1958), Tadeusz Hałuszczak i Andrzej Mencwel (1957), Michał Sachanbiński (1958), zjechaliśmy się w Żarach, na umawiane od dawna spotkanie. Choć niektórzy z nas nie widzieli się ponad sześćdziesiąt lat (Tadzio z Michałem, a mieszkali ze sobą w internacie szkolnym, podobnie Irena z Tadziem, choć byli sąsiadami), to spotkanie okazało się nadzwyczaj udane. Proszę zobaczyć rozmowę z nami w miejscowej telewizji (tv regionalna Żary, rozmowa 7 czerwca, “Spotkanie po sześćdziesięciu latach”), a przecież na niej się nie skończyło. Gościna u Ireny zasługuje na lepsze pióro niż moje. Stara przyjaźń naprawdę nie rdzewieje!

 

 

 


Przyczyniać się pomału



Duże zaległości w tych zapiskach, które może uda się nadrobić.

Na początek ten, który czasowo najbliższy: Adam Gopnik, autor Manifestu nosorożca, renowacji liberalizmu zwróconego przeciw prawicowemu autorytaryzmowi i lewicowemu puryzmowi (łącznie z cancel culture), w bardzo ciekawej rozmowie z Katarzyną Wężyk (Magazyn Gazety Wyborczej, Wolna Sobota, 11-12 czerwca 2022, s. 24-25) mówi, że liberalizm, to nie leseferyzm, z “rynkiem na sterydach”, lecz wizja świata oparta na motywach społecznych: więzi, wolności, edukacji. Liberalny inkrementalizm czyli metoda małych kroków, miałby być środkiem na regulowanie zła tego świata, bo jego eliminacja, wbrew wielkim dawnym utopiom nie jest możliwa.

Słowo niestety jest okropne i wzięte zapewne z amerykańskiego (increment, to wzrost, a incremental – przyrostowy, w Słowniku Fundacji Kościuszkowskiej, pochodzi  od łacińskiego cremento, powodować wzrost, dźwiękowo niestety zbyt bliskie crematio, czyli kremacji), dlatego raczej się nie przyjmie. Ale mniejsza o termin, bo sens jest ważniejszy – tak, praca nad stopniowymi zmianami ze świadomością przybywania nowych problemów, jest jedynym sposobem na poprawianie tego świata, bo jego zbawienie nie nastąpi na tej ziemi. Pluralizm przeto jest związany nieodłącznie z takim reformizmem (lepsze słowo niż inkrementalizm, wyraźnie opozycyjne wobec rewolucjonizmu i konserwatyzmu), ponieważ do reform się dochodzi razem z innymi, a nie narzuca je “narodowi”, “masom”, “klasom”, itp. Prawie we wszystkim przeto zgadzam się z Gopnikiem, choć  nie rozumiem dlaczego swego poglądu nie nazywa liberalizmem społecznym, w odróżnieniu od ekonomicznego. Czy to dlatego, że liberałom to, co społeczne, kojarzy się z socjalizmem, a “socjalizm” bywa wyzwiskiem (jak u Balcerowicza)? Będą jednak musieli się przełamać i niechęć tę odrzucić – jeśli wreszcie, przynajmniej w Polsce, chcą dotrzeć do tych, którzy nie są do nich przekonani. Przeważnie bowiem, u nas, przemawiają jak swoi do swoich. I dostają to, co swoje.

Dlaczego ten inkrementalizm (!?) mnie tak zajął? Może dlatego, że ponad dwadzieścia lat temu napisałem tekst poniekąd programowy pt. Przyczyniać się pomału, publikowany w: Animacja kultury. Doświadczenie i przyszłość, redakcja Grzegorz Godlewski, Iwona Kurz, Andrzej Mencwel, Michał Wójtowski, Instytut Kultury Polskiej UW, Warszawa, 2002, s. 13-26. Wydanie angielskie (Culture Animation. Looking back and forward), tamże, z tą samą datą.  

   




Ewa Kosowska, Andrzej Mencwel, Tomasz Majewski, Korespondencja a parte, “Prace Kulturoznawcze”, 2021, nr 4, s. 99-114.

Z ponownym podziękowaniem dla Ewy Kosowskiej, która tę korespondencję pobudziła oraz Tomka Majewskiego, który do niej dołączył.

Andrzej Mencwel, Pierwszy malarz Gór Olbrzymich, tamże s. 113-140.

Z podzięką dla Krzysztofa Łukasiewicza, znakomitego redaktora.

Anna Łazar, Agata Sobczak, Rok Wacława Nałkowskiego (zapis spotkania z prof. Andrzejem Mencwelem w Muzeum Zofii i Wacława Nałkowskich, prowadzonego przez Annę Łazar 30 stycznia 2020 roku.

Miałem to spotkanie w dobrej pamięci, teraz potwierdzonej. Dziękuję obu Paniom, szczególnie Annie Łazar.

Andrzej Mencwel, Uniwersytet im. Putina, Gazeta Wyborcza, Wolna Sobota, 4-5 czerwca 2022, s. 15-17.

Wstępna część eseju, który w całości pt. Ponad russkij mir zostanie opublikowany w najbliższym numerze “Przeglądu Politycznego” (172/2022). Dziękuję Adamowi Michnikowi za rekomandację, a Janowi Cywińskiemu za redakcyjną opiekę.

 

 

 


***



Piszę wspomnienie o Adasiu, Adamie Sikorze, potrzeba nawiedzała mnie od dawna, ale nie idzie to łatwo, może dlatego, że uczucia i myśli wciąż są żywe, choć od Jego odejścia ponad dziesięć lat już minęło.


Kwestia “normalności”



Jeden z ministrów tego rządu (mniejsza o nazwisko, bo i tak będzie zapomniany) oświadczył niedawno, że oni, jako katolicy i tradycjonaliści, popierają rodziny pełne i normalne, a nie  połowiczne czy szczątkowe. Chodziło o przepis podatkowy, który rodzinom takim odbierał zniżkę, należną “rodzinom normalnym”.

Rodziny niepełne u nas, to matki z dziećmi, samotni ojcowie, babcie lub dziadkowie z osieroconymi wnukami. W przeważającej większości ofiary losu, przemocy i zwyrodnień, biedni, zatroskani i zagonieni. Karać ich podatkowo, to katować bezbronnych.

Premier tego rządu załatwił sobie “rozdzielność majątkową”, aby ukryć milionowe zyski, pochodzące z handlu ziemią. Jego minister powinien wyjaśnić, czy rodzina z “rozdzielnością majątkową” jest “normalna” czy nie? Premier zaś powinien wyjaśnić, czy minister o takich poglądach jest w jego rządzie normalny?

 

 




Psowie, kotowie oraz inni bracia i siostry, Magazyn Gazety Wyborczej, Wolna Sobota, 2 kwietnia 2022, s. 32-33.

Laudacja promotora doktoratu honorowego Olgi Tokarczuk. Wygłoszona 23 lutego w Sali Senatu Uniwersytetu Warszawskiego Na pamiątkową edycję uniwersytecką czekamy.

A na tym kamieniu jeszcze jeden kamień, Twórczość, nr 3, 2022, s. 96-102.

Przedruk poprawiony eseju opublikowanego po raz pierwszy w “Polityce” , 1984, nr 40. Poświęcone jubileuszowi 90-lecia Wiesława Myśliwskiego.

 

 

 


Długi książkowe



Justyna Schollenberger, Stworzenia Darwina. O granicy człowiek-zwierzę. IBL, Warszawa 2020.

Bardzo już dawno temu olśniła mnie opinia Brzozowskiego, że dzieła Darwina należą do literatury, co oznaczało, że można je czytać jako utwory językowe, ale dopiero książka Justyny Schollenberger  w pełni o tym przekonuje. Nie znam światowej bibliografii “darwinologicznej”, ale w polszczyźnie jej książka jest oryginalna i odkrywcza. Winszuję, dziękuję.

 

Marcin Tomczak, Nie do przyrównania. Dawne krajobrazy gminy Kadzidło. Kadzidło 2021. Biblioteczka Kurpiowska, tom 38.

Ta książka jest niezrównana, nie przez sam tytuł, lecz przez wyjątkowe zestrojenie pietyzmu dla ziemi rzeczywiście ojczystej ze współczesną wiedzą naukową.

 

Marian Pilot, Dzikie mięso. Korporacja Ha! art, Kraków 2021.

O tym osobliwym dziełku Mariana już pisałem, a raczej cytowałem (zob. Zapiski, 11 listopada 2017).

 

Alicja Kisielewska, Antropologia telewizji. Telewizja w życiu codziennym w Polsce. Wydawnictwo Uniwersytetu w Białymstoku. Białystok 2021.

Opracowanie, ośmielam się, orzec – fundamentalne. Jestem teraz odległy od tej problematyki, dlatego z książką się zapoznałem, ale jej nie przestudiowałem, na co zasługuje. Podstawy antropologii telewizji (tytuł części pierwszej) czyli przesłanki teoretyczne całego ujęcia, oparte na światowej literaturze przedmiotu, zostały tu przedstawione przejrzyście i funkcjonalnie, zaś następne interpretacje telewizyjnych tekstów kultury, po prostu ciekawie!  Jeszcze do tej problematyki wrócę, teraz dziękuję Alicji z pełnym uznaniem.

 

Andrzej Stanisław Kowalczyk, Toledo i inne przygody w Kastylii, Biblioteka “Więzi”, Warszawa bd.

Odpisałem i podziękowałem Andrzejowi zaraz po otrzymaniu tej książki. Niestety nigdy nie byłem w Toledo, za to o Cervantesie czy Lorce czytam z przejęciem.

 

Kwiatki Polskie. Antologia opowiadań. Związek Pisarzy ze Wsi. Fundacja Sąsiedzi. Białystok 2021.

Książkę tę dostałem od Mariana Pilota noworocznie, ale niestety nie rekomendował mnie on do Związku Pisarzy ze Wsi, może dlatego, że jestem przyszywany.

 

Marek Prejs, Kalwarie polskie. Perspektywa komunikacyjna. Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2022.

 

Stefan Żeromski, Dzienniki. Tom 1, 1882-1883. Opracowali Zdzisław Jerzy Adamczyk, Beata Utkowska. Instytut Badań Literackich PAN, Uniwersytet Jana Kochanowskiego, bd.

 

Jan Jakub Rousseau, Rousseau sędzią Jana Jakuba. Dialogi. Z francuskiego przełożył Janusz Margański. Przekład przejrzał i poprawił oraz wstępem i przypisami opatrzył Jacek Migasiński. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2022.

Wszystko to są moje zadłużenia, które narastały miesiącami, ponieważ byłem pogrążony w pisaniach własnych, a z upływem lat podzielność uwagi maleje. Będę teraz te długi stopniowo odrabiał, a na razie zapisuję, żeby dać świadectwo.


Rassija



Nie próżnowałem przez ostatnie tygodnie (już nie pamiętam ile ich było…), czego świadectwo zamieszczam poniżej (tylko fragment). O publikacji całości zawiadomię osobno.

Rassija


Dwa teatry



W zeszły wtorek, 26 kwietnia w Teatrze Polskim retransmisja spektaklu Tartuffe’a Moliera z Comedie Francaise. Rocznicowe przedstawienie na pomnikowej scenie teatru francuskiego…Wydawało się, że warto tam zajrzeć na pierwszy akt, posłuchać dźwięku języka, podumać nad nieuchronną starzyzną klasyki i korzystając z przerwy wrócić do domu.

Przerwy jednak nie było, a dwie i półgodziny minęło nam, Ani i mnie, prawie niepostrzeżenie (ani razu nie spojrzałem na zegarek), w oczarowaniu wspaniałym spektaklem. To, że grana była ostrzejsza wersja sztuki, za Ludwika XIV nie dopuszczona na scenę, nie było decydujące, gdyż, oczywiście, takich subtelności siedemnastowiecznej francuszczyzny nie byliśmy w stanie uchwycić (polskie napisy bardzo pomocne); podobnie jak to, że nie był to spektakl kostiumowy, lecz “nowoczesny” w scenografii i kostiumach, co tu oznacza ich powszedniość i funkcjonalność. Można powiedzieć, że nic tutaj nie rzucało się w oczy odrębnie, choć gra aktorów była wymowna, muzyka dyskretna, sceneria odpowiednia, ponieważ było to dzieło teatralne, porywające nas rytmicznym zestrojeniem wszystkich swoich środków. Właściwie to prawie nieprawdopodobne, żeby poszczególne rytmy sceniczne (wejścia i wyjścia aktorów, przesuwanie składników sceny, itp) zmieniały się wielokrotnie, jednak cały spektakl pozostawał w nas jako grający jednym rytmem. Ekspresja słowno-cielesna aktorów (Duch “Grota” się przypominał) rytm ten podbijała i wzmagała. Prawdziwy Gesamtkunstwerk.

Co mi przypomniało wcześniejszy, również rocznicowy spektakl Don Juana, w tymże Teatrze Polskim w Warszawie, którego premiera odbyła się 29 stycznia tegoż roku, ale jak widać z daty – jeszcze przed wojną. Przedstawienie to otwierał dyrektor teatru Andrzej Seweryn, który swoim słowem, jednocześnie najpoważniejszym i lekko żartobliwym, tak jak to on potrafi, powiadomił nas, że odbywa  się ono dla uczczenie 400-letniej rocznicy urodzin Moliere’a i to tego samego wieczoru, co w Comedie Francaise. Ja się trochę wzruszyłem tym jego przypomnieniem, bo pomyślałem sobie, że pięknie jest dożyć czasów, w których można uczestniczyć w takich obchodach. Dla mojej wnuczki Marysi, obecnej studentki, z którą byłem na tym przedstawieniu, było to całkowicie oczywiste i na tym właśnie polega różnica pokoleń. Andrzej Seweryn powiedział jeszcze, że będzie to spektakl, w którym aktorzy grają bez nieodzownych obecnie mikrofonów. I rzeczywiście tak było, a my wsłuchiwaliśmy się w każde ich słowo i siedzieliśmy zasłuchani. Wyzwanie, które Don Juan przedstawił posągowi Komandora, wybrzmiało pełnym głosem.         


« Previous PageNext Page »