Zaradność?
01/03/2011
Roman Chymkowski napisał do mnie o terroryzmie, z trafnymi uwagami, zalecając też lektury Appaduraia i Malouffa. Pewnie do nich dojdę, ale już wcześniej pomyślałem to, co teraz piszę.
Otóż w tamtym wpisie (Bezradność z 15 lutego) nawykowo, więc bezmyślnie określiłem Umarowa, jako “terrorystę islamskiego”, co sugerowało jakąś odpowiedzialność islamu, za bezwzględność tego terroryzmu. Kiedy jednak myślałem później o tym, co się stało z terroryzmem w toku XX wieku i dlaczego z indywidualnego stał się on masowym, a z militarnego – cywilnym, i przestał liczyć się z niewinnymi, powszednimi ofiarami, doszedłem do wniosku, że cezurą jest II wojna światowa. Przypadki masowego terroru wobec ludności cywilnej zdarzały się już podczas I wojny (bombardowanie Kalisza), rewolucji i wojny domowej w Rosji, ale II wojna przyniosła nową jakość. Obozy śmierci, masowe egzekucje zakładników, eksterminacje jeńców, bombardowania miast, wsi, uciekinierów, ataki rakietowe, naloty dywanowe, Hiroshima i Nagasaki – wszystko to są przerażajace właściwie przykłady masowego terroru, pochłaniającego niewinne ofiary. Nie ma on niczego wspólnego z islamem (nawet wcześniejsza rzeź Ormian, jest raczej etniczna niż religijna), a wzrasta na gruncie chrześcijańskiej cywilizacji europejskiej.
Po II wojnie światowej, zarówno terroryści irlandzcy, jak i baskijscy przekroczą dawne ograniczenia i przestaną się też liczyć z pobocznymi ofiarami. Wcale nie mówię, że wiem, co się stało z terroryzmem w drugiej połowie tamtego wieku. Twierdzę tylko, że nie da się tego wiedzieć bez rozumienia przełomowego znaczenia II wojny światowej, ze wszystkimi jej ludobójczymi konsekwencjami oraz bez uwzględniania europejskiej, zachodniej lokalizacji tych konsekwencji.
Przymiotnik “islamski” – trzeba skreślać!