Wspomnienie
31/10/2012
Nie mogłem być dzisiaj na sesji poświęconej Tomaszowi Mercie, więc Go wspominam. Jego śmierć w katastrofie smoleńskiej odczułem jako stratę osobistą. Byliśmy sobie bliscy, choć nigdy się nie zbliżyliśmy. On przewinął się epizodycznie przez moje zajęcia na polonistyce, a ja byłem za daleki wiekiem i poglądami, aby uczestniczyć w Jego seminariach, z których wyszła cała ekipa. Ale kiedy przyszło co do czego rozumieliśmy się w lot i graliśmy zgodnie. Pewnie dlatego, że On nie był takim konserwatystą, za jakiego uchodził, a ja takim progresistą, jakim mnie malują. Nam obu chyba bliżsi byli ludzie niż idee, a zwłaszcza ideologie.
Jako minister nie urzędował, lecz pełnił służbę. Miał znakomite wykształcenie literackie i filozoficzne, a kultura była Jego matecznikiem. Ale najważniejsze było to, że wiedział c o należy robić, a j a k to robić umiał nie tylko pomyśleć, ale i zadziałać. Nie pogodziłem się z tym, że nie ma Go już w tym gabinecie.