Perspektywa
20/02/2015
Wczoraj odwiedził mnie pan Krzysztof Pankowski, z różnymi materiałami dotyczącymi tej gałęzi Brzozowskich, z której wywodził się Stanisław. Po detektywistycznych nieomal przygodach, pan Krzysztof zgromadził materiały bogate i ciekawe. Te, podolskie głównie genealogie i koligacje tamtejszych polskich ziemian, o “historycznych”, jak dawniej mawiano, nazwiskach (Gosławscy, Jełowiccy, Grocholscy, Potoccy, Czartoryscy, Krasińscy, Zamoyscy) wskazują na to, że sentencja kasztelana Ogieńskiego (z Samego wśród ludzi), iż rodzina jest starsza i pewniejsza niż Rzeczpospolita, była oparta na familijnym doświadczeniu autora powieści.
Dzięki materiałom pana Krzysztofa przybliżyłem sobie także osobę, bliżej nieznanego dotąd, wuja Mazurowskiego, który parokrotnie wspomagał Stanisława i Antoninę pieniężnymi datkami. Otóż miał on na imię Władysław, żył w latach 1848-1907, był mężem Marii Wiktoryny ze Ścibor-Rylskich, która z kolei była córką Magdaleny z Brzozowskich, siostry Feliksa Brzozowskiego, czyli ojca Stanisława. O Feliksie, z którym był dość zżyty, w listach do swojej córki Marii Ireny (1876-1957) Władysław pisywał per dziadzia Feliks.
Władysław Mazurowski był inżynierem, współwłaścicielem znanej firmy Konstanty Rudzki i spółka (dobry opis w Wikipedii), wyspecjalizowanej w budowie kolei i konstrukcjach mostów, której udział w olbrzymim rynku imperium rosyjskiego, szacowano na 20 procent. Budowała ona, między innymi, mosty na kolei transsyberyjskiej, w tym najdłuższy wówczas na świecie most w Chabarowsku, (nie wiem, czy na Amurze, czy na Ussuri). Jak wolno się domyślać, Władysław Mazurowski, dorobił się fortuny i żył na odpowiedniej stopie, ale miał jakąś słabość do zubożałego i śmiertelnie chorego “dziadzi Feliksa”, którego dość często odwiedzał i pisywał o tym do wspomnianej powyżej córki.
A w jednym z listów (datowanym na 16/28 lutego 1899 r., pisanym w wagonie kolejowym do Petersburga), napisał o Stanisławie tak oto:
Staś siedzi w domu, nic nie robi, bo uniwersytet nie przyjmuje, jest ciągle pod dozorem policji i z Warszawy ruszyć się nie może. Mnie się zawsze zdaje, że mu klepki we łbie brakuje.
Czy z perspektywy tych mostów syberyjskich mogło mu się inaczej wydawać?