Powinności

Nigdy w takich memorialnych sytuacjach nie udaje mi się powiedzieć tego, co zamierzyłem, choć układam sobie w cichości zdania, które potem wygłaszam publicznie. Coś ważnego, może najważniejszego, jednak mi umyka i nęka mnie później poczuciem przykrego niedopełnienia.

I tak: 22 maja odsłanialiśmy tablicę upamiętniającą Igora Newerlego na żoliborskim skwerze jego imienia (symbolicznie, bo fizycznie już była odsłonięta), a ja zamierzałem powiedzieć o Nim, że w pisarstwie i w postawie sam był “Żywym wiązaniem”, pomiędzy światem Abramowskiego, Brzozowskiego, Dawida i Korczaka, czyli warszawiaków z “Przedwiośnia”, a naszym czasem drugiej połowy dwudziestego stulecia, czyli także mojego dojrzewania i krzepnięcia. I o znaczeniu osobistym  spotkania z autorem Żywego wiązania powiedziałem, ale to najważniejsze zdanie (Igor Newerly był sam tym “żywym wiązaniem”!) pozostało w domyśle i teraz ciągle do mnie wraca.

29 maja na Cmentarzu Wawrzyszewskim żegnaliśmy tłumnie, w pełnym słońcu, Michała Nawrockiego, który zmarł nagle i przedwcześnie. Michał był wybitnym fizykiem, jego rangę w tej dziedzinie, poznawałem po olimpijskim spokoju, z jakim znosił moje antyscjentyficzne kąśliwości, odpłacając mi zasłużonym sarkazmem wobec literackich uroszczeń. Naprawdę jednak znałem go jako społecznika, może i z tamtej szkoły “Warszawiaków”, choć bezpośrednio z “Solidarności” w jej najlepszej wersji, a współpracowaliśmy parę dekad na wielu akademickich polach, z Festiwalem Nauki na czele, którego był współzałożycielem.

Miałem otóż powiedzieć, że uczyłem się przy Nim odpowiedzialności za naukę w jej całości, a nie w wydzielonych i oszańcowanych działkach, i to, jak pamiętam, powiedziałem. Dodałem też, że taka odpowiedzialność była u Niego nierozdzielnie związana z poczuciem sprawstwa: zastanówmy się, co jest do zrobienia i zróbmy to razem!

Czego jednak nie powiedziałem, choć należało? Że, w znacznej mierze dzięki Niemu, IKP znalazł swoją siedzibę w Dziedzińcu Głównym UW, bo to on był wtedy prorektorem od tych spraw, a pracę naszą rozumiał i cenił. Przyjaźnie, bez sarkazmu.