***

Kiedy tak czytam Barbarę Skargę, widzę, że wiek XIX skończył się naprawdę nie tylko w tym, co było w nim patetyczne, poetyckie i porywające, ale także w tym, co schematyczne, systemowe, statyczne. Czy jesteśmy bliżej nie tego, żeby „uchwycić” istotę człowieka, więc zamknąć ją w sztywnej formule, „naukowym poznaniu”, lecz tego, żeby się z nią porozumieć, w całej jej osobliwej złożoności?

Gdy dojeżdżam samochodem do Warszawy, moje pożegnania z wiekiem XIX okazują się urojeniem. Na Ziemi Lubuskiej jakieś gładkie i przestronne te szosy, skreślone w pejzażu łagodnymi łukami, które same wynoszą mój pojazd; w Wielkopolsce miasteczka uładzone, kwietne i przejrzyste, a na autostradzie mógłbym zapomnieć, że jestem w Polsce, gdyby nie absurdalny, wymyślony przez azjatycką biurokrację system opłat. Kiedy wjeżdżam na Mazowsze, moje stare auto zmienia się w wehikuł czasu, wjeżdżam bowiem w chronotop „kraju przywiślańskiego”: drogi pochodzą tu z epoki pojazdów konnych, a łatane są tak, jakby zdobiono je krowimi plackami, mieściny rozproszone i nieskładne, z widocznym ciągle piętnem carskich koszar: o ten tu domek, z obłymi ceglanymi gzymsami, wystający prawie na jezdnię, pamięta na pewno Apuchtina. To, co z kolei buduje się teraz, drwi z elementarnego poczucia proporcji i przypomina najbardziej podmoskiewski postmodernizm, jakby ciągle panował tu dyktat wschodniej centrali. Jeśli już wydarzy się jakiś przyzwoity fragment, jak obwodnica Sochaczewa, na pewno będzie spóźniony i przez to niewystarczający. Jakaś klątwa niezborności ciąży nad tą podwarszawską krainą i gdzie nie spojrzeć, widać jej skutki: Błonie, Nowy Dwór, Legionowo, Wołomin, Karczew, Rembertów, Raszyn. Warszawski pierścień niedorobienia – odwieczny nasz, rozbiorowy, kaleki, peryferyjny wiek XIX. Od półwiecza rozpanoszony również w centrum stolicy.

(Szkic opublikowany jako Majowe zapiski w: „Przegląd Filozoficzno-Literacki”, 2008, nr2-3, s. 73-80, numer dedykowany Profesor Barbarze Skardze).