Pożegnanie Mariana

Dyskusja

Rzeczy wspólne

Andrzej Mencwel, Pour la reforme de la “polonite” selon Juliusz Mieroszewski, w: Penser la democratie et agir en exil. Les lecons de Jerzy GIedroyc et de Kultura, 1947-2000. Sous la redaction d’Anna Bernhardt, Anna Ciesielska-Ribard et Iwona H. Pugacewicz. Sorbonne, Paris 2023, s. 59-67

Andrzej Mencwel, Afterword: All the Best!, w: Metaphysics of Cooperation. Edward Abramowski’s Social Philosophy. With Selection of His Writings. Edited by Bartłomiej Błesznowski and Cezary Rudnicki. Translated by Michelle Granas. Brill Leiden, Boston 2023, s. 541-549.

Dewiza

Wszechświat jest jeden dla wszystkich, nie stworzyli go bogowie, ani ludzie. Był zawsze, jest i będzie ogniem wiecznie żywym, zapalającym się i gasnącym swoimi miarami.

Heraklit z Efezu (22 B 30)

Sztuczna naturalność

Wszyscy byśmy chcieli, aby wreszcie znaleźć odpowiedzialnego za zatrucie wody w Odrze i masowe śnięcie ryb, wskazać go opinii publicznej, postawić przed sądem i surowo ukarać. Najlepiej pracą przy nieustannym czyszczeniu Odry, a może i innych polskich rzek. Szkopuł jednak w tym, że niczego podobnego nie uda się zrobić, nikt nie zostanie “złapany”, a wszyscy żądni surowej kary, pozostaną zawiedzeni.

Odra jest rzeką, która od granicy polskiej do Głogowa przynajmniej, przepływa przez najbardziej uprzemysłowiony region Polski: Śląsk Górny, Opolski i Dolny. Nie zliczę zakładów wielkiego przemysłu, a chyba nie ma też ich oficjalnej statystyki, które odprowadzają swoje ścieki i wydzieliny (także przez Kanał Gliwicki) do dopływów Odry i jej samej. Przyjmuję, że wszystkie one zaopatrzone są w należyte stacje oczyszczające, filtry oraz urządzenia pomiarowe. Przyjmuję również, że żaden z tych zakładów przypisanych mu norm oczyszczania ścieków nie przekroczył. Kwestia jednak w tym, że poziom wody w Odrze był wyjątkowo niski i ten sam, co zwykle, spust filtrowanych ścieków, spowodował daleko idące zmiany składu wody, prawdopodobnie wzrost poziomu ich zasolenia. Ten, z kolei, sprzyjał inwazyjnemu wzrostowi owych “złotych alg”, które odtleniały wodę i pozbawiały ryby i skorupiaki możliwości oddechowych. Odpowiedzialnym za tę zabójczą katastrofę przyrodniczą jest śląski wielki przemysł, którego przecież nie zlikwidujemy. Ryzyko jej powtórzenia jest więc nieuchronne, a zależy od kaprysów przyrody, czyli od opadów, które podnoszą poziom wody w rzece.

Czy jest jakieś inne wyjście z tej bezwyjściowej, zdawałoby się, sytuacji? Są przynajmniej dwa, o jednym nawet napomykano, dość nieśmiało, w różnych wypowiedziach. Pierwszym są spusty wody, z dość licznych w dorzeczu sztucznych zbiorników, tak, aby nie dopuszczać do krytycznego obniżenia jej poziomu w samej Odrze. Nie było jednak nikogo, w żadnych władzach, kto by  nad tym czuwał i podejmował odpowiednie decyzje, albo je chociaż koordynował. I za to, rzecz jasna, odpowiada rząd, który nie zarządzał.

Jest to jednak rozwiązanie niepewne, bo nawet gdyby te spusty wody do Odry zadziałały, to i tak nie mogą być należyte. Zasoby zbiorników zależą bowiem od tych samych kaprysów przyrody, co poziom wody w rzekach.

Rozwiązaniem skutecznym byłaby budowa skoordynowanego systemu oceny poziomu wody i składu oczyszczanych  ścieków.  System regulowałby płynnie składy i spusty ścieków, zależnie od poziomu wody i jej dotlenienia, tak, aby rzeka nigdy nie popadała w stan krytyczny. Przy obecnym poziomie digitalizacji budowa takiego systemu jest na pewno osiągalna, chociaż kosztowna. Ale pożądana i na dłuższą metę opłacalna.

Czy coś z tego wynika bardziej generalnie? Tak – w tym świecie lepszą naturalność można osiągnąć tylko przez wielopiętrową sztuczność!

 

 

 

 

Roszkowski prochu nie wymyśla

W horrendalnym, często teraz cytowanym fragmencie podręcznika szkolnego, autorstwa Wojciecha Roszkowskiego, pojawia się, potępiany przez autora, “inkluzywny model rodziny”. Inkluzywny znaczy tutaj – włączający wszelkie związki partnerskie i uznający je za formę rodziny. Autor w domyśle przeciwstawia mu ekskluzywny wzór rodziny, polegający na usankcjonowanym (religijnie i państwowo) związku mężczyzny i kobiety (kobiety i mężczyzny?), w celach prokreacji, czyli płodzenia potomstwa. Ekskluzywny model rodziny jest oczywiście wyłączający – wyłącza on wszelkie typy związków partnerskich oraz te prawomocne małżeństwa, których stosunki płciowe nie są prokreacyjne.

Jest oczywiste, że pełna realizacja takiego ekskluzywnego modelu może zostać dokonana tylko pod dozorem państwowym wspartym nadzorem religijnym. Najlepiej w specjalnych ośrodkach “produkcji” lub “hodowli” dzieci. W minionym wieku już to przerabialiśmy i wzory są dobrze znane: “Lebensborn”.

Ostatnio papież za podobne praktyki przepraszał pierwotnych mieszkańców Kanady. Dzieci odrywano tam od rodzin, uznanych za niewłaściwe, zaś ekskluzywizm państwowo-religijny był analogiczny.

 

 

 

 

A jednak…

A jednak… papież nie przeprosił w imieniu Kościoła, jako instytucji odpowiedzialnej za system panujący w tych tzw. szkołach rezydencjalnych. Zaś Kościół nie udostępnił dokumentacji popełnionych tam przestępstw i zbrodni. O odszkodowaniach – żadnej wzmianki.

Problem

Papież Franciszek, w poniedziałek 25 lipca, na cmentarzu tzw. rdzennych czy też tubylczych (nie ma dobrego słowa na ich określenie) dzieci, ofiar przymusowej “asymilacji”, w kanadyjskiej prowincji Edmonton, powiedział: Pokornie błagam o przebaczenie za zło popełnione przez tak wielu chrześcijan wobec tubylczych ludów.

Nie jestem entuzjastą tego papieża, jak nie byłem też wielbicielem Jana Pawła II, choć ceniłem jego osobowość. Nie jestem w ogóle zwolennikiem papiestwaponieważ wolę kościół jako zbór, a nie jako monarchię, ale ten stary człowiek, poruszający się na wózku, który dokonuje takiej podróży, aby prosić o przebaczenie, naprawdę mnie wzrusza.

Przeczytałem o tym po raz pierwszy w jakimś portalu, a pod wiadomością – przerażający właściwie zestaw obelżywych komentarzy, “podpisanych” tzw. nickami. Przypomniałem sobie, co ujrzałem w wydziałowym klozecie, gdy pierwszy raz do niego wszedłem, jako początkujący student UW. Uniwersytet wtedy był dla mnie sanktuarium, którego progi udało mi się cudem przekroczyć, a na ścianach tego klozetu wypisane były wszystkie obrzydliwości, jakie mogły się uląc w szambiastych głowach. Byłem tak wstrząśnięty, że pamiętam to do dzisiaj. I kiedy wchodzę do czyściutkich obecnie toalet, zawsze jestem nieco zdumiony.

A co teraz? Teraz, jak widać, szambo to rozlało się na cały świat, a rubryki internetowe pełnią rolę  klozetu. Czy jest na to jakiś sposób? Oczywiście, że jest – trzeba tych “komentatorów” zobowiązać, żeby podpisywali się imieniem i nazwiskiem. Ponieważ publicznie występuje się osobiście i z otwartą przyłbicą, jak dawniej mawiano. A dzieci uczyć tych zasad  zanim dostaną smartfony.

Ale nie ma chętnych do takiej nauki – w żadnej rodzinie, państwie ani kościele. I to jest prawdziwy problem.

Notatki do rozmowy

Notatki do rozmowy z Tomaszem Stawiszyńskim (TOK FM, “Godzina filozofów”, 23 lipca, godz. 11-12).

Nie mamy równoczesnej polaryzacji politycznej i społecznej – polityczna dwubiegunowość niewątpliwie narasta, społecznie natomiast jesteśmy coraz bardziej zróżnicowani (dochodowo, zawodowo, lokalowo, genderowo, wyznaniowo, kulturowo itp.). Polaryzacja polityczna wiąże się z uniformizacją, nawet totalizacją, co widać coraz wyraźniej na jednym z politycznych biegunów, podczas gdy różnicowanie pociąga za sobą pluralizację postaw, poglądów, stanowisk. Nowoczesne społeczeństwa są pluralistyczne z istoty swojej, podczas gdy tradycyjne stosunkowo jednorodne, nierzadko ideologizowane plemiennie: “Wszyscy Polacy to jedna rodzina”… Nonsens: “wszyscy Polacy” to dziś nieskończenie wiele rodzin, w tym także ich wzorów…

Współczesne społeczeństwo polskie jest wielorako pluralistyczne (także regionalnie, historycznie, etnicznie, genealogicznie itp.), tylko nie ma właściwej reprezentacji na scenie politycznej. Albo przynajmniej jedna część tej sceny wtłacza je w tradycjonalistyczny pancerz.

Jak jest kondycja polskiego społeczeństwa? Tajemnicza, nierozpoznana. Z jednej strony ono nie wydaje się sympatyczne, bo jest niewydarzone, a bywa obrzydliwe, jak przekształcająca się poczwara, z której nie wiadomo co wyleci, z drugiej wykonuje akty tak zaskakujące, jak to masowe, życzliwe przyjęcie uchodźców ukraińskich, którego właściwie nie rozumiemy? Co Polacy w swej głębokiej istocie chcą powiedzieć, powiedzieli, zakomunikowali swą niebywałą reakcją na ukraińskie nieszczęście? Przeczytaliśmy, usłyszeliśmy, zobaczyliśmy w niezliczonych przekazach wzruszające nierzadko formy tej reakcji, ale jaki jest właściwie sens tego “powstania narodu polskiego”, żeby zacytować Mochnackiego? To przecież jest swego rodzaju powstanie, więc trzeba je nie tylko popierać, ale i pojmować. Jego znaczenia dla przyszłości?

Antagonizm wewnętrzny jest głęboki, samo użycie tego słowa to potwierdza – to więcej niż sprzeczność, bo przeciwieństwo, może nieusuwalne. Jaki jest na nie sposób, jeśli w ogóle jest? Po pierwsze trzeba przyjąć, że jest normalnie, społeczeństwa są zróżnicowane, coraz bardziej się pluralizują (co mają wspólnego golfiści z menelami?, hipsterzy z parafianami?, kibole z pięknoduchami?) i trzeba uznać to za normę. Zawsze też będą u nas zakuci tradycjonaliści (może nawet tym będzie ich więcej, im szybsze zmiany) i oszołomieni moderniści (supremacja technologii ich mnoży), a pomiędzy nimi cała mozaika “juste milieu”, jak mawiali Francuzi, która może być matecznikiem stabilności społecznej. Problem właściwie polega na tym, żeby wszyscy uznali wzajemnie prawomocność swego istnienia i porzucili ideologię wykluczenia, która teraz ich zaślepia i zatruwa. Tak – będziemy mieli samych “odmieńców” wokół siebie, bo sami też jesteśmy odmieńcami.

PS. Takie przygotowałem sobie notatki w odpowiedzi na pytania redaktora, wcześniej przysłane, zaś audycja potoczyła się swoim tokiem, jak to zwykle bywa, gdy rozmówca inspiruje, a “temat jak rzeka, miejsce świat”!  Przyjęta żywo, sądząc po odgłosach, które sam otrzymałem.

 

 

 

 

Next Page »