***

W wieku XIX upłynęły moje lata chłopięce i młodzieńcze. Jakieś dwa, może trzy razy przed maturą i pójściem na studia jechałem samochodem osobowym. Z dworca w Jeleniej Górze jechało się tramwajem wąskotorowym, w Żarach czy w Kościanie – dorożką, na wsi wuj odwoził mnie wozem konnym. Odjeżdżające pociągi buchały kłębami pary, w dyżurce zawiadowcy terkotał telegraf, a jego lśniące, mosiężne młoteczki i zębatki podglądałem przez uchylone latem okno. To było wtedy moje okno na świat.
Żyliśmy w wieku XIX i kochaliśmy ten wiek. Kochaliśmy jego bohaterów historycznych, literackich i artystycznych: Napoleona, Bema, Garibaldiego, Kossutha, Hercena, Dąbrowskiego (Dąbrowski legł od kuli / padł Raul Rigoult pod ścianą, / na skrzyżowaniach ulic po stu rozstrzeliwano / … David Copperfield, Julian Sorel, Natan Bumppo, Lucjan de Rubempre, Fryderyk Moreau – to byli nasi współcześni. Pasteur, Edison, Koch – oddawali swe życie nauce, która miała nas zbawić. Baudelaire, Cézanne, Monet – poświęcali się sztuce, która nas miała wyzwolić. Wystarczyło wspomnieć jakieś imię, tytuł albo porzekadło i odzew był natychmiastowy: „Samuelu, Samuelu, a nie mówiłem!”
A teraz co? Jest doktorantką, z Francji, wyniosłą, jasnowłosą i błękitnooką, mówię do niej, niby w przejęzyczeniu:
– Wie pani, Nastazjo Filipowno…
A ona nic… Nawet powieka jej nie drgnie. W jej oczach błękit Śródziemnomorza. Wiek XIX skończył się nieodwołalnie.