***

Nasze wnuki, bliźniaki Gucio i Jędrek, urodziły się jeszcze w lutym,  27-go w piątek, zobaczyliśmy je migiem następnego dnia w szpitalu, ale wczoraj dopiero, to znaczy 4 marca, zapoznaliśmy się z nimi bliżej, w domu ich rodziców, czyli Magdy i Stasia. Są kształtne, odróżnialne, drobne, lecz silne – tak twierdzą ci, co biorą je na ręce. Ja poprzestaję na kontakcie wzrokowym.  Po powrocie usiedliśmy z Anią, wypiliśmy po kieliszku wina za ich zdrowie, ale rozmowa, głównie z powodu mego milczenia, jakoś się nie kleiła, a kiedy żona zapytała mnie o czym myślę, odrzekłem, że właściwie nie myślę, doświadczam zadziwienia życiem. Podobnie było wieczorem w dniu ich urodzin, choć byłem sam, bo Ania została ze starszymi wnuczkami, też siedziałem przy winie i nie myślałem, lecz miałem takie uczucie, że coś we mnie jest, ale nie wiedziałem co… Dopiero dziś rano uzmysłowiłem sobie, że to są uczucia naprawdę głębokie, wbite gdzieś w ciało i że one się jeszcze nie wysławiają, lecz dopiero wydobywają, wyonaczają.
Jeśli istnieje jakiś korelat powiedzenia: „siedzi we mnie głęboko” – to jest właśnie to. Nowe uczucie, które jak noworodek, nabiera dopiero kształtu, a mówić może zacznie wtedy, kiedy przemówi niemowlak.