Działania i pisania różnych moich, przeważnie młodszych, humanistycznych kolegów przypominają mi nieraz zabawną scenę z filmu Doktor Żywago (widziałem go pierwszy raz przed laty, stojąc w tasiemcowej kolejce po bilety do kina na Champs-Elysees, więc tam gdzie należało). Kiedy młodziutka Lara wraca z Paryża do Moskwy (rzecz dzieje się jeszcze przed rewolucją) na dworcu oczekują jej stęsknieni  rodzice (jaką też ona się okaże?), a gorącemu powitaniu towarzyszy wyładunek bagaży: rośnie na peronie piramida pudeł, w których mieszczą się kapelusze i ojciec trochę oczarowany, a trochę stropiony mówi do matki coś takiego: “I czegóż to ona się tam nauczyła!” W oryginale brzmi to ładniej niż w moim powtórzeniu, ale za sens ręczę.

Scena ta stanowi obrazową esencję wschodniego stosunku do cywilizacji, Zachodu, Europy, któremu i my podlegamy: przywdziać jak najspieszniej paryski (londyński, nowojorski, kalifonijski…), rzucający się w oczy kapelusz (patrz pewna posłanka), aby wyzbyć się tym przebraniem poczucia odstawania, niższości, gorszości powodowanego zacofaną wschodniością, jakiej upokarzająco ciągle sie doświadcza. Kiedy przebierają sie efektownie poszczególne młode damy, można temu przyklasnąć (jak Larze), gdy jednak chodzi o całe ekipy kulturalne, ręce same opadają.

Można powiedzieć, że począwszy od tego czasu, w którym nasza część Europy zaczęła odstawać, a potem odpadać od centrum cywilizacji (koniec XVI wieku?) takie przywożenie kapeluszy i strojenie sie nimi stało się postawą dominująca wśród elit Wschodu – arystokracji, szlachty, inteligencji. Oczywiście byli wśród tych elit tacy, którzy wiedzieli, że cywilizowanie czy też europeizowanie polega na wytwarzaniu kapeluszy konkurencyjnych, lecz znane nam podręcznikowo niesprzyjające warunki historyczne powodowały nieustanne porażki różnych Tyzenhauzów, Stasziców, Kronenbergów. Współcześnie, naprawdę po raz pierwszy od kilku stuleci, warunki te uległy gruntownej zmianie i wolno sądzić, nawet po stanie naszej kryzysowej gospodarki, że radzimy sobie całkiem nieźle nie tylko z produkcją kapeluszy.

Pytanie – dlaczego świadomość tej fundamentalnej doprawdy przemiany nie dotarła ciągle do tak wielu młodych humanistów i zajmują się oni nadal pospiesznym strojeniem swoich głów, naprawdę mnie przejmuje. Tym bardziej, że w pudłach, które przywożą często nie ma już kapeluszy, albo włożono do nich mustra, czyli wykroje. Jeśli więc szyć  trzeba samemu, to może lepiej również tworzyć wzory?

Jak na przykład Gombrowicz, którego wyznają, albo Miłosz, któremu świadkują…