Epitafium

Myślałem też dzisiaj o śmierci Marka Edelmana. Cokolwiek o Nim powiem, będzie to słowo za dużo, albo za mało. Jednak próbuję.

Był, podobnie jak Janusz Korczak, kimś więcej niż osobą – był figurą XX wieku. A przy tym dziedzicem i następcą Janusza Korczaka. Następstwo to i dziedzictwo są chronologiczne i aksjologiczne.

Korczak dojrzewa na przełomie XIX i XX wieku, Edelman dożywa przełomu wieków następnych. W ten sposób razem obejmują cały wiek XX. Gdy Korczak przygotowuje swoje dzieci do dumnego przemarszu, Edelman z towarzyszami szykują się do godnej walki. Korczak wie, że śmierć dzieci jest nieuchronna, Edelman jest świadom, że powstanie w getcie będzie hekatombą. W ten sposób obaj, prawie w połowie XX wieku, w jego nie metaforycznym jądrze ciemności, radykalnie sprzeciwiają się złu radykalnemu.

Korczak, lekarz i społecznik, całe życie przedtem zło badał u źródeł, w jego pierwiastkowej postaci i starał się mu zapobiec. Edelman potem, przez całe życie, robił poniekąd to samo, jako lekarz i społecznik.

Obaj byli Żydami i Polakami, Polakami i Żydami i z żadną cząstką tej swojej podwójnej tożsamości nie chcieli się rozstać. 

Zrozumie wiek XX ten, kto zdoła napisać ich biografie równoległe.