Jedyne wyjście

Mój przyjaciel Marian Pilot, prozaik samoswój i właściwie poetycki (w stosunku do słowa), lecz prozaiczny (w stosunku do rzeczy) swoją podróż do Ziemi Świętej publikuje w periodyku “Głos Kobyliński”. Ma ona tytuł Gap betlejemski, nazareński, jerozolimski, jerychoński (i mikstacki),  a wartuje (jakbyśmy powiedzieli naszą gwarą)  miejsca wyróżnionego w polskim przynajmniej kanonie tego gatunku. 

“Głos Kobyliński”, jest pismem społeczno-kulturalnym. Ukazuje się na dobrym papierze, w formacie “Przekroju” czy “Polityki”, gromadzi ogólnopolskich doborowych współpracowników, liczy 32 strony, a 36 wraz z kolorową wkładką geograficzno-kosmologiczną, barwnie ilustrującą tezę jednego z artykułów (Kobylin – mój pępek świata), kosztuje tylko złotówkę,  wszystko to za sprawą miejscowego wydawcy i redaktora, który nazywa się Michał Ciesielski.

Bardzo podnosi mnie na duchu to zjawisko i jego sprawca, intrygują natomiast postępki mojego przyjaciela, co utwór, który z wdzięcznością byłby przyjęty przez “Twórczość”, “Więź” lub “Przegląd Polityczny”, publikuje w periodyku godnym, lecz gminnym.

Marian jest, żeby użyć starodawnego nieco określenia, piewcą swoich stron rodzinnych, położonych w okolicach Ostrzeszowa, czyli na żyznym pograniczu Wielkopolski i Dolnego Śląska. Poświęcił też tym  stronom wydaną w 1988 roku książeczkę Matecznik, do której poszerzenia i ponownego wydania ciągle go namawiam, a te jego przywiązania i pisania zostały wreszcie docenione w mateczniku, gdyż w 2008 roku wyróżniono go tytułem honorowym “Przyjaciel Ziemi Ostrzeszowskiej”. 

Ale to nie same przywiązania, myślę, popychają go do chowania płodów swego pióra w ekskluzywnych, gminnych  periodykach, lecz inny jeszcze jakiś powód, równie mi bliski, lecz daleki od spełnienia. Otóż Marian już w 2002 roku ogłosił tom opowiadań Na odchodnym  i odchodzenie swoje uparcie ponawia. Co prawda dał się też złapać, w tak zwanym międzyczasie, na uczestnictwo w radzie nadzorczej telewizji, ale spłynęło to po nim, jak woda po gęsi. 

Swoje nowe prozatorskie utwory, coraz bardziej, jak wspomniałem, poetyckie, wydaje rzadko i to w agencji wydawniczej tak osobliwej, że na odwrocie strony tytułowej można przeczytać: Druk i oprawa na życzenie.

Podejrzewam więc, że Marian Pilot pisząc osobiście, osobiście też adresuje swoje utwory, co w tym świecie niepoliczalnych multiplikacji elektronicznych, jest wyjściem jedynym: jedyny samo-dzielny utwór w jednym samo-działowym egzemplarzu. Ideału tego Marian jeszcze nie osiągnął, ale przez godne miejsce gminne bardzo się do niego zbliżył. I tej woli odchodzenia naprawdę mu zazdroszczę. Gdyż mnie samego ciągle nie stać.

Czytać trzeba koniecznie, jeśli kto natrafi:

Marian Pilot, Cierpki, oboki, nice, bardzo małe opo… KUBA, Warszawa 2006.

Marian Pilot, Gody. Ilustracje Zuzanna Bakuniak, KUBA, Warszawa 2009.

Zuzia jest wnuczką Mariana i on dla niej pisze, a ona dla niego, jak widać, rysuje.