Dwie nowe szkoły

“Nowa szkoła historyczna”, o której już pisałem przy okazji Wałęsy, wzmacnia swój wizerunek przy okazji Jaruzelskiego. Ma ona mianowicie szczególny stosunek do źródeł – nie pyta  źródeł o nic i nie poddaje ich żadnej krytyce, jeśli żródła te tylko potwierdzają pożądany wyrok tzw. badaczy. Tak zwanych, bo naprawdę nie badają oni niczego: pochodzenia źródła, jego językowej i zapisowej autentyczności, kontekstu bliższego i dalszego, materialności oraz intencjonalności zapisu. Pytania o to, dlaczego rzekome źródło mówiące o wydarzeniach sprzed lat prawie trzydziestu (“notatka Anoszkina”)  zostało ujawnione właśnie teraz, kto i po co je ujawnia, czemu nadaje mu się medialny rozgłos zanim jeszcze zostało naukowo przebadane i skonfrontowane z innymi źródłami? – nie wchodzą w zakres zainteresowań tej szkoły.

Cel jest jasny, choć brudny – jeśli można obsmarować, nada się  każde szambo. Ale jest złudzeniem, że  umywa się w nim ręce.

W tym epizodzie nową szkołę historyczną poparła też walnie nowa szkoła dziennikarska. Charakteryzuje się ona tym, że jest zasadniczo przeciwna lustracji. Ale jej przedstawiciele i przedstawicielki z generałem Jaruzelskim rozmawiają językiem  lustratorów.