Prowincja w centrum

Sam sobie zakazuję myślenia i pisania o tym, jak zostanie zabudowane centrum Warszawy (jeśli za mojego życia jeszcze to nastąpi) dlatego, że nie można wszystkim się przejmować, zwłaszcza beznadziejnie. Nie udaje mi się jednak przemilczeć tego (dręczą mnie zwidy i majaki), że ostatnie rozstrzygnięcia  tej kwestii są błędem nie tylko architektonicznym, lecz także antropologicznym. Zrodzone zostały przez ideologiczną hipnozę, a nie przez humanistyczną wrażliwość, która architektom jest bardziej potrzebna niż pisarzom. W końcu wytwarzają oni trwałe warunki życia ludzkiego, a nie ulotne konstrukcje słowne.

Problemem ideologicznym, podjętym przez projekt, jest bowiem kwestia dominacji PKiN-u w centrum. Zneutralizujemy otóż, zdecydowali projektanci i władcy miasta, ten symbol obcej dominacji, skoro nie można go rozebrać  (jak rozebrano sobór na Placu Saskim, po odzyskaniu niepodległości), kiedy go zdominujemy – budowlami jeszcze wyższymi i jeszcze bardziej monumentalnymi. Podjęli oni tedy grę w dominację symboliczną, która została narzucona przez ideologów i budowniczych PKiN-u. Co osiągniemy budując takie, jak w ostatnim projekcie, centrum Warszawy? Wiecznotrwałe upamiętnienie tej gry, czyli ideologicznego zarządzania rzeczywistością ludzką.

Jaki jest prawdziwy problem centrum Warszawy? Taki mianowicie, że dotkliwie  zerwano w nim tkankę miejską, to znaczy tradycyjny układ ulic, ich ciągów i skrzyżowań, gabaryty kamienic, usługowe i rozrywkowe funkcje  parterów, mieszkaniowe kolejnych pięter, estetycznie zróżnicowanie wystrojów – wszystko to, co szczęśliwie zachowało się, na przykład, w Krakowie, albo odbudowano we Wrocławiu. I co stanowi o humanistycznym, czyli ludzkim uroku tych miast, żywo odczuwanym przez swoich i obcych.

Jakie więc było antropologiczne zadanie dla centrum Warszawy? Odpowiedź oczywista – rekonstrukcja tej tkanki miejskiej, nie oznaczająca muzealnej, jak na Starym Mieście odbudowy, ale możliwy powrót do dawnej rytmiki tego centrum. Tak daleko posunięta, że wciągająca w siebie pierwsze kondygnacje PKiN-u i w ten sposób realnie go neutralizująca. Z perspektywy normalnej ulicy i zwykłego przechodnia monument ten byłby prawie niewidoczny, a jego obecność sprowadzona do tych użytecznych funkcji, jakie pełni. I o to chodziło – odtworzyć miasto z jego międzyludzkimi relacjami i przyswoić ludziom na powrót to,  co przez ideologiczny monumentalizm zdehumanizowane. Takiej antropologii najbliższy był pierwszy projekt zabudowy centrum, ale on właśnie został odrzucony.

Wybrano jego przeciwieństwo, czyli “hipernowoczesność” szejków Dubaju. Będącą tylko nową redakcją “imienia Józefa Stalina”.