Pobudzenie

Czy ja się zgadzam z Agatą Bielik-Robson? No, nie! – zgadzać się z nią nie można, ma ona sądy tak rozstrzelone i tak apodyktyczne, że ledwie za nią nadążam, a co dopiero mówić o akceptacji. Czy miałbym się z nią zgadzać w opiniach o angielskim futbolu i krajowym stanie wojennym, nadwiślańskich salonach i globalnym kapitalizmie, młodzieżowej kontestacji i filozofii polskiej, żydowskim mistycyzmie  i miłości własnej oraz heteroseksualnej? To niemożliwe i właśnie dlatego ożywcze. Kiedy ją czytam  zżymam się i podnoszę, irytuję i zachwycam, gniewam i namyślam. Jak mnie dotknie, czasem do żywego, wtedy książkę odkładam, a po chwili znowu po nią sięgam i czytam dalej, no nie to jest niemożliwe, żeby tak walić prosto w twarz, albo plątać się w takie spekulatywne fiorytury. A jednak ona coś mówi, czego od nikogo innego nie słyszałem, pociąga jakimś doświadczeniem osobowym, które nie jest wyczytane,  lecz zostało przeżyte, przekonuje racjami, które nie są zasłyszane, ale przemyślane. Jeden akapit  dla mnie na tak, drugi na nie, co rusz zgadzam się z nią lub nie zgadzam, przyjmuję lub odrzucam, ale czytam, jestem poruszony, pobudzony do myślenia, nawet kiedy jej  przeczę. Czy nie o to chodzi w pisarstwie filozoficznym, zwłaszcza wtedy kiedy jest ono mówione i zapisywane? Filozofów naszych to ja się nasłuchałem, oni sobie muszą postawić głos, zanim zaczną mówić, a ona mówi własnym głosem tak, jakby śpiewała sopranem koloraturowym.

“Chodzi  w  pewnym sensie o to, żeby pokazać, że istnieje specyficzne pojęcie życia, znane przede wszystkim tradycji żydowskiej, które nie łączy życia z naturą: to znaczy jest sympatyczne życiu, a wrogie naturze. Wydaje mi się, że ma to potencjalnie bardzo ciekawe konsekwencje, bo można z tego źródła wysnuć nową myśl etyczną, w dużej mierze antynietzscheańską, można też pomyśleć o nowej ekologii, to znaczy o takim myśleniu o życiu, które nie przecenia pojęcia natury albo nie nakazuje nam kochać natury jako systemu życia, a raczej skupić się na pojedyńczych istotach żyjących. Byłaby to myśl ekologiczna lub witalistyczna, która sprzyjałaby temu, co żyje, w poszczególności i pojedyńczości, a nie systemowi, który to wszystko obejmuje. Sądzę, że to także dobra podstawa, żeby przemyśleć pewne kategorie, na przykład nowożytnej myśli politycznej i pomyśleć co to jest właściwie ten podmiot. Do tej pory budowaliśmy podmiot na bardzo kruchej, kartezjańskiej podstawie intelektualnej i to, jak się wydaje, właśnie się nam zawaliło.Natomiast ta tradycja, którą ja badam, widzi podmiotowość jako rozwiniętą formę życia, to jest przede wszystkim podmiot żyjący, w związku z czym jest afektywny, pełen emocji, namiętności i wcale nie musi być samoprzejrzystą, refleksyjną monadą, a wręcz przeciwnie na pewno nią nie jest. A jednak mimo wszystko jest podmiotem”.

Nie pamiętam, kiedy przedtem czytałem myśli tak śmiałe i tak, na moje wyczucie, owocne. W ostatnim zdaniu może niepotrzebnie osłabione – jest on podmiotem właśnie dlatego, że  jest “żyjący, afektywny, pełen emocji i namiętności”, a nie “mimo wszystko”.

I jeszcze jedno, droga pani Agato – zwrot “ewidentnie widać” nie należy do języka, którym my mówimy. Proszę się go natychmiast wyzbyć.

Wszystko to z powodu książki Agaty Bielik-Robson, Żyj i pozwól żyć. Rozmawia Michał Sutowski. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Warszawa 2012.