Na powierzchni poematu i w środku

Tadeusz Różewicz odszedł.

Był pierwszym, który sprozaizował, sprowadził do powszedniości wszelką poezję, a właściwie sztukę słowa. Miron przyszedł po nim i zapewne po jego lekcji, a oni obaj ustawili głos powojennej poezji polskiej.

Sprowadzając poezję do powszedniości, więc w pewnym sensie do profanum, napawał mnie jednocześnie poczuciem świętości, jakim może promieniować sztuka słowa.

Czytałem Go, czytywałem, mogę powiedzieć, że nawet w Nim pobywałem, chociaż wtedy popadałem w niewysławialną grozę, którą przejmowała mnie poezja. Dlatego pewnie bałem się do Niego zbliżyć i nigdy nawet z Nim nie rozmawiałem. Tylko kiedyś w Karpaczu, usiłowałem go podejrzeć, ale mi się nie udało. Teraz dowiaduję się, że zgodnie z ostatnią wolą, zostanie tam pochowany. Będę Go odwiedzał, bo też kocham te góry.

Cytują ciągle Ocalonego:

Mam dwadzieścia cztery lata

ocalałem

prowadzony na rzeź

Dlaczego przemilczają Lament:

mam lat dwadzieścia

jestem mordercą

Niech przeczytają jeden z drugim, drugi przez pierwszy, pierwszy przez drugi, wtedy dopiero dopadnie ich mysterium tremendum. Nawet niepozorny Bursztynowy ptaszek powinien im wystarczyć:

Jesień

ptaszek bursztynowy

przejrzysty

z gałązki na gałązkę

nosi kroplę złota

 

Jesień

ptaszek rubinowy

świetlisty

z gałązki na gałązkę

nosi kroplę krwi

 

Jesień

ptaszek lazurowy umiera

z gałązki na gałązkę

kropla deszczu spada.