Ślimaki

Z tymi ślimakami dziś mi się wreszcie udało. Kiedy po nocnym deszczu wychodzę z psem na poranny spacer one pełzną, w ślimaczym oczywiście tempie, z jednej strony jezdni na drugą. Ponieważ niedługo ruszą auta jadących do pracy, które nieuchronnie je rozjadą, więc staram się im pomóc, przenosząc je na sąsiedni trawnik. Ale zwykle ślimaków jest za wiele i nie udaje mi się wszystkich uratować. Więc kiedy ileś z nich pozostawiam wyrokowi losu, odchodzę z poczuciem klęski. A dziś, po raz pierwszy, udało mi się przenieść wszystkie, które napotkałem. Co za dzień!

Moje szczęście zakłóca tylko wspomnienie o kąśliwym pytaniu X. (opowiadałem o moich wysiłkach wcześniej): Jak się czuje taki stwór gwałtem oderwany od podłoża, narażony na kosmiczny lot i porzucony w nieznanym miejscu?

Odpowiadam pytaniem na pytanie: A jak się czuje rozgniatany kołami wozu żniwiarza z Brobdingnagu? I żeby to chociaż byli żniwiarze!