Relatywizacja

To, co powiedział ten rosyjski siatkarz (Spiridonow) mnie nie porusza, ale zastanawia. “Zgniły naród” jest określeniem  zaczerpniętym z rezerwuaru dziewiętnastowiecznej reakcji rosyjskiej, a skoro bluzgają nim sportowcy, to znaczy, że Rosjanie cofają się do czarnosecinnego szowinizmu.

Dla należytej relatywizacji znaczeń – przypomnijcie sobie, co poznańscy kibole obwieszczali piłkarzom litewskim.

Co z tym Sienkiewiczem?

Co znowu z tym Sienkiewiczem? Czy z powodu Narodowego Dnia Czytania Trylogii, jaki dopiero co obchodziliśmy, ma się wszcząć nowy spór o jego twórczość, który zaraz przerodzi się w polemikę, jeśli nie w kampanię? Czy mamy znowu dokonywać oceny jego twórczości, włączać ją do kanonu lub z niego wykluczać, postępowe Szkice węglem przeciwstawiać reakcyjnej Rodzinie Połanieckich, zaś patriotycznych Krzyżaków wyn0sić ponad kolonizatorskie Ogniem i mieczem? Takie polemiki, a nawet kampanie rozgrywały się kilkakrotnie już w naszych kulturalnych dziejach, za czasów wielkich pozytywistów, bojowych modernistów, w dwudziestoleciu międzywojennym i po drugiej wojnie światowej, wszczęte i egzekwowane przez ówczesnych stalinowskich marksistów. Te ostatnie, niezależnie od racji,  jakie wtedy wypowiedziano, okazały się trwale pouczający, gdyż za werdyktami krytycznymi poszły egzekucje wydawnicze – uznanych za niesłuszne utworów po prostu nie wydawano. W roku 1951 można było kupić całkiem okazałe jak na ówczesną poligrafię wydanie Potopu (dostałem od ojca), ale Ogniem i mieczem nie było osiągalne. Takie zakazy trwały tylko kilka lat, po 1956 zostały zniesione, a Trylogia i inne dzieła Sienkiewicza osiągały milionowe nakłady. Jerzy Hoffman w latach sześćdziesiątych rozpoczął swoją filmową epopeję (Pan Wołodyjowski, 1969, Potop, 1974), którą dopełnił już w Trzeciej RP i to we współpracy z Ukrainą (Ogniem i mieczem, 1999). Trzeba jednak podkreślić, że Potop obejrzało prawie trzydzieści milionów widzów, a nakręconych wcześniej przez Aleksandra Forda Krzyżaków (1960) ponad trzydzieści milionów. Z dzisiejszej perspektywy osiągnięcia te jawią się jako kosmiczne.

Mimo nich jednak jesteśmy ostrożni w formułowaniu ocen krytycznych, gdyż pamiętamy, że mogą się one stać werdyktami sądów i to kapturowych. W odniesieniu do pisarzy przeszłości oceny takie należy bezpiecznie oddać historykom literatury, którzy umiarkowanie je wyważą, a nie mają żadnej władzy. Dzieło Henryka Sienkiewicza, o które gwałtownie ponad pół wieku się spierano (w latach 1880-1960) już w ten sposób wyważono, a mimo wielu różnic poszczególnych opinii,  dwa pewniki zostały ustalone. Po pierwsze – ma ono mocne i niezbywalne miejsce w narodowym kanonie i nie można sobie wyobrazić, że zostanie z niego wykluczone. Po drugie – Henryk Sienkiewicz nie był na pewno kolejnym “wieszczem” narodowym, a już zwłaszcza nie był bezpośrednim następcą Adama Mickiewicza w tej roli. Taką kreację uprawiali współcześni mu konserwatyści, a przejmowali ją później publicyści i krytycy endeccy. Nie mógł być zresztą takim “wieszczem”, choćby dlatego, że został, szczęśliwie dla siebie i dla nas, czyli dla kultury polskiej, jednym z pierwszych zdobywców masowego czytelnika i to w skali wówczas powszechnej. W kulturze masowej, jak dziś dobrze wiemy, nie ma już wieszczów, ani przewodników, nawet nauczycieli. Wszystkie przeznaczone im dawniej miejsca, a nawet dużo więcej, zajmują tzw. celebrytki i celebryci.

Nie budzi wcale mojego sprzeciwu to, że uznano, iż Trylogia Henryka Sienkiewicza zasługuje na Narodowy Dzień Czytania, ponieważ uważam, że dzisiaj każdą popularyzację czytania trzeba wspierać. Dlaczego jednak dokonano tego w bezpośrednim następstwie podobnego czytania Adama Mickiewicza, tak jakby obu pisarzom przypisywano analogiczne role w kulturze narodowej? Pytam dlatego, że jeśli nieznana publicznie kapituła, lansuje wznowienie endeckiej koncepcji naszego literackiego areopagu, to chciałbym wiedzieć, jak to uzasadnia. Aby móc z nią podyskutować i nie być skazanym na werdykty kapturowe.

Tym bardziej, że dokonała swego wyboru akurat wtedy, kiedy następcy Bohdana Chmielnickiego, którego autor Ogniem i mieczem poniżał, podjęli kolejną w swych dziejach walkę o niepodległość, zaś lud ukraiński, opisywany w tej powieści, jako “czerń dzika” okazał się zarodem społeczeństwa obywatelskiego.Polacy dawali i dają żywy wyraz swojej solidarności z dążeniami Ukraińców, więc może lepiej byłoby przypomnieć Sen srebrny Salomei Słowackiego albo Ostapa Bondarczuka Kraszewskiego?

Co więcej – wyboru dzieła Sienkiewicza dokonano akurat w roku Stefana Żeromskiego, tak  jakby “narodowe czytanie”  Ludzi bezdomnych, Róży  albo Przedwiośnia było niestosowne. Mogła by tak uznać kapituła krytyków endeckich, zapewniam jednak, że tom Rozdzióbią nas kruki, wrony… wysoko oceniał  sam Roman Dmowski. I to w “Przeglądzie Wszechpolskim”.