Stefan Starczewski (1935-2014)

Pożegnaliśmy dzisiaj, w godnej żałobie, Stefana Starczewskiego. Piękny człowiek, jeden z najpiękniejszych, jakich spotkałem.

Choć był moim starszym kolegą z warszawskiej polonistyki, społecznym działaczem edukacyjnym po październiku 1956, a później szczególnie nacechowanym członkiem opozycji demokratycznej, poznałem Go bliżej dopiero u zarania III RP. Kiedy został wiceministrem kultury w rządzie Tadeusza Mazowieckiego przyszliśmy do Niego z naszym, spisanym piórem na kratkowanej kartce, projektem kształcenia animatorów kultury, a On to wziął od ręki, prawie bez słowa, lecz z błyskiem oka i uśmiechem zachęty. Gdyby nie ta pierwsza, oczywista aprobata (w uniwersytecie trzeba się było przebijać taranem) i późniejsze trwałe współdziałania, nie udałoby się nam zapewne stworzyć tego wszystkiego, co potem –  ośrodka i środowiska.

Wtedy i później, przez całe lata, w których jeszcze dopisywało mu zdrowie, nie było w Polsce cennej inicjatywy kulturalnej, której nie pobudzał, nie wspierał, której nie towarzyszył. Był żywym, współczesnym nam wcieleniem “kulturników”, warszawskich społeczników z początku XX wieku. Miałem szczęście, że bywałem przy Nim.