Dotknięcie

Pierwszy obraz El Greca widziałem pół wieku temu w praskiej Galerii Narodowej. Wrażenie było tak silne, że wyłączne – niczego innego bowiem z tamtej ekspozycji nie zapamiętałem, a tego Chrystusa mogłem potem zawsze sobie uobecnić. Choć nie byłem ani w Madrycie ani w Toledo, to kilka jeszcze płócien arcymistrza udało mi się obejrzeć w różnych muzeach światowych (ostatnio w Galerii Drezdeńskiej), ale żadne nie poruszyło mnie tak, jak tamten praski portret. Dopiero siedlecka Ekstaza św. Franciszka wystawiona w Galerii Jednego Obrazu (świetny pomysł) Zamku Królewskiego dotknęła mnie do żywego.

Dlaczego? Nie jestem ja taki śmiały, aby zdradzać swoją prostaczą naiwność w obcowaniu z arcydziełami. Ale o oczach muszę coś powiedzieć – oczy promieniujące światłem, źrenice wyraźnie wzniesione ponad ziemski padół, przydają obu tym obrazom zaświatowe uniesienie. I na tym chyba polega ich moc.

Której doświadczam, zaświata nie doświadczając.