Oswojenie

 Zabytki Faras w nowej galerii Muzeum Narodowego mają wreszcie to, na co zasługują – mnogich zapatrzonych w pradawne malowidła i zasłuchanych w archaiczne śpiewy uczestników. Choć artefakty to niewątpliwie chrześcijańskie, zaś sławna już święta Anna z paluszkiem zaciszenia przy ustach wydaje się nikiforowską cokolwiek repliką ikony, odczuwałem tam jednak jakąś egzotyczną cudzość, tym bardziej, że ornamentyka różnych odłamków budowli budziła raczej arabskie niż greckie czy rzymskie skojarzenia. Co mi tam do tych piasków pustyni, które tysiąc lat temu tę świątynię zasypały, czy też tych wód sztucznego jeziora, które współcześnie ją zalały? Od dziecka chodzę po cmentarzyskach i gruzowiskach, ich zgrzyt i chrzęst czuję ciągle w sobie.

Ale w jednej z bocznych sal ekspozycji wystawiono też kolekcję zdobnych krzyży etiopskich, koptyjskich, bizantyjskich, ruskich i … huculskich. Kiedy, w końcu, na tych krzyżykach huculskich dostrzegłem przewagę takich samych, jak na przywiezionym niedawno ze Lwowa kilimie, romboidalnych figur, poczułem się nagle w tym muzealnym Faras, jak w domu.