Podwójne pożegnanie

Nie znałem bliżej Józefa Oleksego, choć już dawniej podziwiałem męstwo, z jakim stawił czoło zabójczemu, publicznemu oskarżeniu, za które nigdy należycie go nie przeproszono.

Ostatnio tylko rozmawiałem z nim parokrotnie w czasie przygotowywania Kongresu Lewicy, 2013. Podczas tych rozmów przekonałem się, że był chyba jedynym spośród partyjnie przynależnych lewicowców, który myślał o przyszłości dalszej niż najbliższe wybory, a była to przyszłość Polski, lewicy i Europy. Przyjmował z uwagą każdą krytykę i dzięki temu udało się wykreślić z programu jedną z największych głupot, jaką wypocili ci partyjniacy, że mianowicie antykomunizmowi oficjalna lewica teraz przeciwstawi anty-antykomunizm. Jeśli na kongres ten przybyli w ogóle ci, którzy nie wycierali się w żadnych partyjnych konwentyklach, była to jego osobista zasługa.

Wraz z odejściem Józefa Oleksego Kongres Lewicy, jeśli się odrodzi, a jest to konieczne i pożądane, będzie musiał znaleźć  patrona z innego kręgu i inną też organizacyjną podstawę. Ta, na której dotąd się opierał, rozpada się właśnie zawstydzająco. Nie ma nawet sztandaru, który można by wyprowadzić.