Nadzieja
17/01/2015
Urna z prochami Tadeusza Konwickiego wydała mi się tak ciasnym zamknięciem, że serce mi się ścisnęło i oczy zwilgotniały.
W obliczu Jego ostatecznego odejścia, najlepiej jest przyjąć, że nic się nie zmieniło, a On nadal jest u siebie.
Trzeba jednak przyznać otwarcie, że ostatnie ćwierćwiecze miał bardzo trudne. Wielu Go kochało, ale może nie tak, jakby pragnął; wielu też go honorowało, choć może nie tak, jak sobie zasłużył. Ale nikt do niego nie nawiązywał i mało kto już słuchał. Był coraz bardziej samotny, nie tylko dlatego, że umarły mu żona i córka oraz najbliżsi przyjaciele, ale także dlatego, że odstał od tego świata i ludzi. “Gazeta Wyborcza” uczyniła Go Człowiekiem Roku 2012 i to Go ucieszyło, ale nie ożywiło.
Mam wrażenie, że autor “Sennika współczesnego” przebywał już za życia w pisarskim czyśćcu, co przydarza się twórcom zazwyczaj pośmiertnie. Jedno całe pokolenie już Go chyba wyminęło, a co będzie z następnym? Nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale mam nadzieję, że znajdą dla niego miejsce w literackim raju.