Wspomnienie

Na wernisażu Boznańskiej w warszawskim Muzeum Narodowym tłum był tak niemiłosierny, że trzeba było po okazałych przecież schodach westibulu, przesuwać się stopa za stopą, a przed salami wystawowymi zajmować miejsce w długim ogonie kolejkowym.

Przypomniało mi to wystawę malarstwa francuskiego z jesieni 1957 roku, do której kolejka stała wówczas na ulicy. Mój przyjaciel Władzio Kiżys, z którym mieszkałem w jednym pokoju akademika na Kickiego, drugoroczny, więc otrzaskany w Warszawie, wrócił któregoś dnia ze śródmieścia  i złapawszy się za głowę, wykrzyknął na powitanie:

– Ale ogon! Ciągnie się od śmieciarni aż!

  Kiedy ja zrobiłem głupią minę, bo nie wiedziałem,  co ma na myśli, wtedy mnie uświadomił:

– Nie wiesz, co to śmieciarnia? Kace, kace…

I tak już zostało, zawsze potem mówiliśmy na ten gmach – śmieciarnia.

Ale co z tą Boznańską? Trzeba iść oczywiście drugi raz.