Jeszcze Rosja nie zginęła?

Z Lewiatana Andrieja Zwiagincewa wyszliśmy z Anią jednomyślnie zachwyceni, a pierwszym moim słowem nie było “arcydzieło”, lecz “filmisko”.  W szarej, surowej, przykuwającej wzrok północnej krainie, którą twórcy pokazują nam z refleksyjnym, bolesnym oczarowaniem, dokonuje się dramat ludzi, których udział w powszechnym źle jest stopniowalny, ale nikt z nich nie może się od niego uchylić. A jednocześnie świat ten jest wypełniony pełnokrwistymi postaciami, których pasje i namiętności nas fascynują, także wtedy, gdy są odrażające. Tak działa prawdziwa sztuka, współczesny Wiśniowy sad, wobec którego tamten, sprzed ponad stulecia, wydaje się sielanką pasterską.

Jeszcze Rosja nie zginęła, chciałoby się zakrzyknąć, skoro powstają w niej takie dzieła, chociaż przesłanie tego filmu jest okrutne: Rosja ginie i to u samych podstaw – tam, gdzie zawiązują się i rozpadają elementarne, pierwiastkowe więzi między ludźmi. Jeśli jeszcze, na dodatek, realizację tego filmu wspierało Ministerstwo Kultury Federacji Rosyjskiej, o czym powiadamia nas czołówka, to może w Rosji szemrzą inne źródła samowiedzy, niż te wylewy oficjalne, które nas zamulają?