Aristos
12/11/2015
W poniedziałek rano stoi pod apteką, gdy z niej wychodzę. Wysoki, postawny, schludnie ubrany, ze zgrabnie przystrzyżonym czarnym wąsikiem.
– Przepraszam pana – mówi grzecznie, jakby uchylał kapelusza – czy ma pan może 50 groszy?
– Nie mam dla pana – odpowiadam mniej grzecznie – jestem jakieś dziesięć lat starszy i pracuję.
Patrzy na mnie z wysoka i milknie. A ja dodaję:
– Gdyby pan chciał zarobić, to się coś znajdzie…
Odwraca się ze wzgardą i odchodzi swoim dostojnym, niespiesznym krokiem.