Czego nie warto?
06/12/2015
Im bardziej przykry ten polityczny cyrk, do którego nie chce mi się doraźnie odnosić, tym chętniej uciekam do literatury, przypominam sobie utwory, które ceniłem, pisarzy, których znałem. Ale i tutaj dopadło mnie przykre pomyślenie – co się dzieje z pamięcią o Jerzym Andrzejewskim, Andrzeju Kuśniewiczu, Władysławie Lechu Terleckim, Jerzym Krzysztoniu? Głucho o nich, tak jakby nigdy nie istnieli i niczego nie napisali.
Andrzejewski miał celebryckie słabości, ale talent szczerozłoty; Kuśniewicz był małym człowiekiem, lecz Król Obojga Sycylii i Znaki zodiaku to utwory poważne; Leszek Terlecki nosił się manierycznie, prozaikiem historycznym będąc doskonałym; Jurek Krzysztoń osobiście nieszczęśliwy, pisał prozą autentyczną i humanistyczną. Każdy z nich miał inny stosunek do własnej promocji – Kuśniewicz gotów był nawet skarpetki pokazywać w telewizji; Krzysztoń był niewidoczny i łatwiej było go spotkać w szpitalu, niż w literackiej kawiarni. A jednak wszyscy oni, i nie oni jedni, wydają się, nie tylko na dziś, zapomniani.
Czy coś z tego wynika? Nic, za wyjątkiem tego, że los jest ślepy, zaś pośmiertne przetrwanie – nieprzewidywalne. Pozytywnie wiadomo tylko jedno – że nie warto publicznie pokazywać skarpetek, bo to i tak nie pomaga. A zaszkodzić może.