Czego nie warto?

Im bardziej przykry ten polityczny cyrk, do którego nie chce mi się doraźnie odnosić, tym chętniej uciekam do literatury, przypominam sobie utwory, które ceniłem, pisarzy, których znałem. Ale i tutaj dopadło mnie przykre pomyślenie – co się dzieje z pamięcią o Jerzym Andrzejewskim, Andrzeju Kuśniewiczu, Władysławie Lechu Terleckim, Jerzym Krzysztoniu? Głucho o nich, tak jakby nigdy nie istnieli i niczego nie napisali.

Andrzejewski miał celebryckie słabości, ale talent szczerozłoty; Kuśniewicz był małym człowiekiem, lecz Król Obojga Sycylii i Znaki zodiaku to utwory poważne; Leszek Terlecki nosił się manierycznie, prozaikiem historycznym będąc doskonałym; Jurek Krzysztoń osobiście nieszczęśliwy, pisał prozą autentyczną i humanistyczną. Każdy z nich miał inny stosunek do własnej promocji – Kuśniewicz gotów był nawet skarpetki pokazywać w telewizji; Krzysztoń  był niewidoczny i łatwiej było go spotkać w szpitalu, niż w literackiej kawiarni. A jednak wszyscy oni, i nie oni jedni, wydają się, nie tylko na dziś, zapomniani.

Czy coś z tego wynika? Nic, za wyjątkiem tego, że los jest ślepy, zaś pośmiertne przetrwanie – nieprzewidywalne. Pozytywnie wiadomo tylko jedno – że nie warto publicznie pokazywać skarpetek, bo to i tak nie pomaga. A zaszkodzić może.