I to jest to!
03/05/2020
W stronę fenomenologii niezjawiskowej Jacka Migasińskiego jest najważniejsza książką filozoficzną, jaką ostatnio czytałem, a właściwie ciągle czytam. Muszę bowiem poznawać fragmentami te Fragmenty pewnej historii (podtytuł). Jacek jest znawcą tej filozofii generalnym i szczegółowym, czego dowiódł wcześniejszymi interpretacjami i edycjami, w całej tej francuskiej linii od Bergsona do Levinasa porusza się kompetentnie i swobodnie. Niemieckie inspiracje – Husserla i Heideggera – również zostały wykazane. Przymiotnik “generalny” nie jest tu grzecznościowym, ponieważ w całej tej podróży intelektualnej, uwikłanej w liczne szczegółowe zapętlenia, zakręty i zboczenia, autor zawsze ma busolę w ręku i wie do czego zmierza. Gdyby jeszcze miał na uwadze takiego jak ja, to znaczy amatorskiego, czytelnika, byłoby mi łatwiej. Ale trudu przeprawiania się przez “techniczną” terminologię oraz zawiłości składni, czasem zbyt bliskiej fenomenologicznemu przekładowi, nie żałuję, bo naprawdę wychodzę z tej lektury rozjaśniony i spragniony dalszej rozmowy, do której się napraszam.
Co jest tutaj najważniejsze, albo skromniej: co do mnie przemawia najwyraźniej? Po pierwsze – przekonanie wspólne, jak mogę mniemać, wszystkim skupiającym uwagę autora myślicielom, a także uwagę jego samego jako myśliciela, że filozofia współczesna (może ostrożniej: dwudziestowieczna) prowadzona jest przez dążenie do przekroczenia klasycznych dualizmów: materii i ducha, transcendencji i immanencji, subiektu i obiektu, racjonalności i empirii, spekulacji i badania, itp., itd. Albo jeszcze mocniej – jej krokiem pierwszym jest to przekroczenie: jestem intencjonalnie nastawioną żywą cielesnością w tym świecie innych podobnie intencjonalnych ciał przepojonych duszą. Żeby tego przekraczającego kroku dokonać trzeba także wyjść z języka filozoficznego konstytuowanego przez klasyczne kategorie i opozycje, o co jest najtrudniej.
Niezależnie od różnic pomiędzy myślicielami, których Jacek intensywnie przybliża (z nich najważniejsi to Merlau-Ponty i Levinas) wszyscy oni uznają ontologiczny prymat człowieczego bycia-w świecie i od niego (w porządku logicznym, niekoniecznie genetycznym) rozpoczynają swoje filozofowanie, nazywane metafizycznym, czy rzeczownikowo mocniej: metafizyką. Nie spieram się o to, ponieważ ważniejsze od kwalifikacji gatunkowej jest przyjęcie, że z takim byciem-w- świecie nieodłącznie związane jest doświadczenie pierwotne (mocniej: prymordialne), które jest z istoty swojej całościowe (choć nie totalne), to znaczy cielesno-duchowe, intelektualno-zmysłowe, racjonalno-emocjonalne. Doświadczenie to, z kolei (w porządku rozumowania, a nie pojawiania się) musi być między osobowe, czy też międzyludzkie, ponieważ jest zawsze zanurzone, wrzucone, związane z Innym, Drugim, pociąga więc za sobą nie tylko wychylenie ku niemu, ale i współodpowiedzialność za niego i za siebie. Nie ma – za siebie, bez – za niego.Można zaraz dodać, że i za całą rzeczywistość, jako skupienie relacji międzyludzkich, tym samym za jej dziejowość, a więc przeszłość i przyszłość.
Otwarć, które stąd prowadzą, w stronę religii, kosmologii, antropologii, historii, socjologii, psychologii jest nieskończenie wiele i na tym polega żyzność tego ujęcia. Mnie osobiście najbardziej w nim pociąga to, że wszech – by tak rzec – intersubiektywność poddaje się wyłącznie właściwie sztuce interpretacji, którą trzeba nieustannie doskonalić. Wyrażona też być może ona nie w języku poznania, którym musi się posługiwać, lecz w języku oddziaływania, wypracowywanym przez Emmanuela Levinasa. Nie jest to jedyna możliwość, choć jest imponująca, znam bowiem inną, w polszczyźnie wytworzoną przez Jana Strzeleckiego (Próby świadectwa), którą w kontekście owej fenomenologii niezjawiskowej należy na nowo odczytać. Jeśli ta metafizyka intercielesności odsłania, migotliwie, lecz sensownie, autochtoniczność naszego bycia-w-świecie, a tym samym i bycia świata, wtedy trzeba mówić językiem z wnętrza jej doświadczenia, bo język doprowadzający do niej pozostaje wobec niej zewnętrznym, więc właściwie obcym. Prób świadectwa nie napisano w języku poznania, lecz przyświadczenia. I to jest właśnie to!