Zapraszam do Łomży

Plakat (3)

Dwuznaczność

Z przyjemnością notuję, że udało mi się wreszcie być w operze poznańskiej i to na premierze Fausta Gounoda(16 lutego) .

Wedle opowieści mojego ojca, który będąc czeladnikiem krawieckim w Poznaniu przed pierwszą wielką wojną (w 1916 został wcielony do armii pruskiej i służył na froncie zachodnim, w okolicach Ostendy), chadzał do tej opery, na tak zwaną “jaskółkę”. A na pewno, w odróżnieniu ode mnie, umiał nucić różne arie operowe.

Zobaczyłem więc wreszcie to wnętrze, które olśniło mnie złotem i amarantem, ujęło harmonijnym eklektyzmem (gmach zbudowano około 1908), wyraźnie, rzecz jasna, kaiserowskim, nie  królewskim i nie mieszczańskim.

Zapoznałem się również pobieżnie z premierową publicznością, zalecającą się wielostronnym przekrojem społecznym (od notabli miejskich do majstrów rzemieślniczych), zidentyfikowałem loże reprezentacyjne i marginalne miejsca na trzecim balkonie, które zapewne nazywano ową “jaskółką”, choć czeladników na nich nie dostrzegłem. Ale jak dziś odróżnić po wyglądzie czeladnika od studenta? Ten drugi może być ubrany byle jak i trochę takich było.

Co do samego spektaklu pozostawił mnie on w pewnej ambiwalencji… Podziwiam operę jako Gesamtkunstwerk, a wszechstronne zestrojenie wszystkich jej właściwości cechuje mistrzów. Poznańskiego Fausta Gounoda inscenizowała młoda reżyserka Karolina Sofulak i nadała mu własną wizję, tonację, rytmy i wydźwięki. Demiurgiczną musi ona mieć moc, skoro wszystkiemu sprostała, ale nie mogła poradzić temu, że głosy śpiewacze miała słabsze i zarówno Faust, jak i Małgorzata nie unieśli swoich ról. Sceny zbiorowe natomiast rozegrane zostały mistrzowsko, zarówno muzycznie, jak choreograficznie.

I tu właśnie kryje się pewna dwuznaczność tego performansu. Faszystoidalna, by tak rzec, manifestacja, czarnych bojówkarzy jest tak sugestywnie odegrana, że prawie wychodzi ze sceny i widzów porywa…

Może jednak operom klasycznym trzeba raczej wzmacniać działanie liryczne?

 

 

 

 

Długi książkowe

Piotr Kubkowski, Sprężyści. Kulturowa historia warszawskich cyklistów na przełomie XIX i XX wieku. Narodowe Centrum Kultury, Warszawa 2018.

Laureat Nagrody Narodowego Centrum Kultury na najlepszą pracę doktorską, obdarował mnie książką, o której mogę powiedzieć, że znam ją dobrze, ale teraz dopiero mnie zaskoczyła. Ponieważ jest imponującą!

Łukasz Zaremba, Obrazy wychodzą na ulice. Spory w polskiej kulturze wizualnej. Fundacja Bęc Zmiana. Instytut Kultury Polskiej UW, Warszawa 2018.

Książki Łukasza nie znam tak dobrze, ale nie jest mi ona obca, bo wcześniej to i owo z niej czytałem, a także o niej dyskutowałem. W całości przedstawia się łakomie. Winszuję i dziękuję!

Magda Szcześniak, Normy widzialności. Tożsamość w czasach transformacji. Fundacja Bęc Zmiana, Instytut Kultury Polskiej UW, Warszawa 2016.

Rzecz ta doszła mnie później, darowana razem z książką Łukasza, ale owe normy widzialności już znałem, a ich analityczne zastosowanie uważam za pouczające.

 

 

 

Motto

Nie mam czasu,

Piszę o zmarłych,

Gotów do odejścia.

 

(Dariusz Łukaszewski, Odejścia, Pracownia na Piaskach, Cieszyn 2017, s. 12)

Ze spóźnioną, lecz ciągle pamiętaną podzięką dla Autora.

 

Uwaga uboczna

Jeśli chodzi o partię Biedronia, wolałbym, żeby nazywała się “Przedwiośnie”.

Byłoby wiadomo, do jakiej tradycji się odwołuje, a w jej programie wyzwania musiałyby przeważać nad obiecankami.

 

“Wyspiański współczesny”

W sobotniej dyskusji w Teatrze Polskim (Piotr Augustyniak, Anna Augustynowicz, Jarosław Kuisz, Janusz Palikot) elegancko prowadzonej przez Janusza Majcherka, powiedziałem, co myślałem, ale muszę dopowiedzieć (jak zwykle w takich razach).

Choć orzekłem, że retoryka Wyspiańskiego dla mnie zwietrzała, nie chodziło mi o odrzucenie, lecz o dobre przejęcie. Musi być ono zapośredniczone przez odpowiednie przekształcenie sceniczne. Jak u Kantora, którego przywołałem – marionety zamiast osób, rytmika zamiast recytacji. Na przykład – bo każdy musi szukać swego sposobu. Jak Wajda, który “Wesele” wytańczył.

Konrad, zarówno z “Dziadów”, jak i z “Wyzwolenia” pochodzi z innego świata historycznego i społecznego. Dziś nam nie trzeba charyzmatyka, który wyprowadzi nas z domu niewoli, lecz sprawnej demokracji politycznej, opartej na szerokiej bazie społecznej. Dlatego Konrada trzeba grać jako wspomnienie z przeszłości, z koniecznym “efektem obcości”.

Nie ma żadnej jednej “duszy polskiej”, ponieważ nie ma jednego wzoru polskości. Wzór konserwatywno-nacjonalistyczny jest jednym z wielu, a narzucany jako wyłączny, staje się natrętną uzurpacją.

Winniśmy pluralizować naszą rzeczywistość, to znaczy mnożyć wzory kultury, konstrukcje tradycji, rodowody społeczne. One zresztą są zróżnicowane, tylko za słabo wyrażone. Więc trzeba to zróżnicowanie wzmacniać, ze świadomością, że to, co tak dudni, bynajmniej nie zniknie. Ale przecież ma również prawo do swojego wygłosu – w odpowiedniej skali.