Wspomnienie

Nie  mogłem być dzisiaj na sesji poświęconej Tomaszowi Mercie, więc Go wspominam. Jego śmierć w katastrofie smoleńskiej odczułem jako stratę osobistą. Byliśmy sobie bliscy, choć nigdy się nie zbliżyliśmy. On przewinął się epizodycznie przez moje zajęcia na polonistyce, a ja byłem za daleki wiekiem i poglądami, aby uczestniczyć w Jego seminariach, z których wyszła cała ekipa. Ale kiedy przyszło co do czego rozumieliśmy się w lot i graliśmy zgodnie. Pewnie dlatego, że On nie był takim konserwatystą, za jakiego uchodził, a ja takim progresistą, jakim mnie malują. Nam obu chyba bliżsi byli ludzie niż idee, a zwłaszcza ideologie.

Jako minister nie urzędował, lecz pełnił służbę. Miał znakomite wykształcenie literackie i filozoficzne, a kultura była Jego matecznikiem. Ale najważniejsze było to, że wiedział   c o   należy robić, a   j a k   to robić umiał nie tylko pomyśleć, ale i zadziałać. Nie pogodziłem się z tym, że nie ma Go już w tym gabinecie.

Z nekrologii polskiej

Władysław Matwin (1916-2012)

Syn górniczej rodziny, przed wojną członek KPP i KZMP, więzień Rawicza;

podczas wojny robotnik w ZSRR i działacz ZPP, po wojnie polityk Polski Ludowej, rozumiejący, że polityka nie może ograniczać się do sprawowania władzy, usunięty za to ze stanowisk politycznych;

od 1963 student  i absolwent  matematyki, przez całe życie człowiek marzący o Polsce sprawiedliwości społecznej.

(Wypis z nekrologu rodzinnego, “Gazeta Wyborcza”, 29 października 2012, s. 2).

Poprawka

Ponieważ użyty przeze mnie zwrot dotyczący moskiewskich kwerend prof. Borejszy ( “został dopuszczony”) mógł czynić mylne wrażenie, więc poprawiam się: profesor Jerzy W. Borejsza dotarł do takich dokumentów, jakich dotąd nie znaliśmy. I jest to jego osobista zasługa.

Niestety

Profesor Jerzy W. Borejsza na specjalnym, choć roboczym zebraniu naukowym w Instytucie Historii PAN, zapewnił zebranych, że mając dostęp do takich zasobów archiwalnych w Moskwie do jakich nikogo przed nim nie dopuszczono, nie znalazł dowodów współpracy Brzozowskiego z ochraną.

Nie udało mi się go przekonać, że jego dochodzenie nie warte  jest  tego trudu, ponieważ nie trzeba dowodzić niewinności. Sto lat z okładem podarowane oskarżycielom na przedstawienie dowodów winy powinno wystarczyć.

Należy wreszcie przebadać oskarżycieli, ich sposoby produkowania, propagowania i egzekwowania oskarżeń. Ale tego najwyraźniej profesor Borejsza nie rozumie, zaś  historia odpowiada na takie  pytania, jakie zadają historycy. Niestety.

PS

I jeszcze jedno – takiego podmiotu żyjącego, czującego, namiętnego i myślącego nie da się ująć żadnym traktatem. Tylko w powieści, najlepiej eseistycznej. Mogła by ona mieć tytuł: Człowiek z właściwościami”.

Pobudzenie

Czy ja się zgadzam z Agatą Bielik-Robson? No, nie! – zgadzać się z nią nie można, ma ona sądy tak rozstrzelone i tak apodyktyczne, że ledwie za nią nadążam, a co dopiero mówić o akceptacji. Czy miałbym się z nią zgadzać w opiniach o angielskim futbolu i krajowym stanie wojennym, nadwiślańskich salonach i globalnym kapitalizmie, młodzieżowej kontestacji i filozofii polskiej, żydowskim mistycyzmie  i miłości własnej oraz heteroseksualnej? To niemożliwe i właśnie dlatego ożywcze. Kiedy ją czytam  zżymam się i podnoszę, irytuję i zachwycam, gniewam i namyślam. Jak mnie dotknie, czasem do żywego, wtedy książkę odkładam, a po chwili znowu po nią sięgam i czytam dalej, no nie to jest niemożliwe, żeby tak walić prosto w twarz, albo plątać się w takie spekulatywne fiorytury. A jednak ona coś mówi, czego od nikogo innego nie słyszałem, pociąga jakimś doświadczeniem osobowym, które nie jest wyczytane,  lecz zostało przeżyte, przekonuje racjami, które nie są zasłyszane, ale przemyślane. Jeden akapit  dla mnie na tak, drugi na nie, co rusz zgadzam się z nią lub nie zgadzam, przyjmuję lub odrzucam, ale czytam, jestem poruszony, pobudzony do myślenia, nawet kiedy jej  przeczę. Czy nie o to chodzi w pisarstwie filozoficznym, zwłaszcza wtedy kiedy jest ono mówione i zapisywane? Filozofów naszych to ja się nasłuchałem, oni sobie muszą postawić głos, zanim zaczną mówić, a ona mówi własnym głosem tak, jakby śpiewała sopranem koloraturowym.

“Chodzi  w  pewnym sensie o to, żeby pokazać, że istnieje specyficzne pojęcie życia, znane przede wszystkim tradycji żydowskiej, które nie łączy życia z naturą: to znaczy jest sympatyczne życiu, a wrogie naturze. Wydaje mi się, że ma to potencjalnie bardzo ciekawe konsekwencje, bo można z tego źródła wysnuć nową myśl etyczną, w dużej mierze antynietzscheańską, można też pomyśleć o nowej ekologii, to znaczy o takim myśleniu o życiu, które nie przecenia pojęcia natury albo nie nakazuje nam kochać natury jako systemu życia, a raczej skupić się na pojedyńczych istotach żyjących. Byłaby to myśl ekologiczna lub witalistyczna, która sprzyjałaby temu, co żyje, w poszczególności i pojedyńczości, a nie systemowi, który to wszystko obejmuje. Sądzę, że to także dobra podstawa, żeby przemyśleć pewne kategorie, na przykład nowożytnej myśli politycznej i pomyśleć co to jest właściwie ten podmiot. Do tej pory budowaliśmy podmiot na bardzo kruchej, kartezjańskiej podstawie intelektualnej i to, jak się wydaje, właśnie się nam zawaliło.Natomiast ta tradycja, którą ja badam, widzi podmiotowość jako rozwiniętą formę życia, to jest przede wszystkim podmiot żyjący, w związku z czym jest afektywny, pełen emocji, namiętności i wcale nie musi być samoprzejrzystą, refleksyjną monadą, a wręcz przeciwnie na pewno nią nie jest. A jednak mimo wszystko jest podmiotem”.

Nie pamiętam, kiedy przedtem czytałem myśli tak śmiałe i tak, na moje wyczucie, owocne. W ostatnim zdaniu może niepotrzebnie osłabione – jest on podmiotem właśnie dlatego, że  jest “żyjący, afektywny, pełen emocji i namiętności”, a nie “mimo wszystko”.

I jeszcze jedno, droga pani Agato – zwrot “ewidentnie widać” nie należy do języka, którym my mówimy. Proszę się go natychmiast wyzbyć.

Wszystko to z powodu książki Agaty Bielik-Robson, Żyj i pozwól żyć. Rozmawia Michał Sutowski. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Warszawa 2012.

Paktofonika

Mimo, że przyszliśmy na seans później, aby uniknąć nawały reklam, to i tak musieliśmy ścierpieć jeszcze dobry kwadrans ich kanonady. Widownia, wypełniona prawie do ostatniego miejsca młodymi ludźmi, na dzikość reklam reagowała  dziko – rechotem, bluzgiem, pokrzykiwaniem i już się bałem, że do końca filmu nie dotrwam.

Kiedy wreszcie się zaczął,  widownia stopniowo się  uspokajała, przestawały chrupotać chrupki i i gulgotać napitki, zapadała coraz głębsza cisza, odczuwało się  zbiorowe skupienie, a  później coś w rodzaju wspólnego zaniemówienia i zapatrzenia. Chłopcy i dziewczęta byli z Targówka i Bródna i choć akcja filmu działa się na Śląsku, czuli wszyscy, że to jest z nich i o nich.

Po raz pierwszy w polskim filmie, wydaje mi się, kamera pokazywała świat oczami takich bohaterów, a cały utwór był ekspresją ich doświadczenia.

Idą

Dlaczego Jesteś Bogiem jest filmem dobrym? Nie zamierzam pisać recenzji, więc spośród wielu względów wybieram jeden, za to najważniejszy.

A jest on taki – twórcy filmu są tutaj pośród swoich bohaterów, a oko kamery podąża za nimi i widzi ich tak, jak oni widzą siebie wzajemnie. Reżyser nie pochyla się tutaj dobroczynnie nad prostymi ludźmi, nie podnosi ich humanistycznie  na wyżyny kultury, ani z tych wyżyn nie demaskuje ich jako stworów błotnych.

I to dlatego ten świat staje się moim światem, choć od nich wszystkich dzielą mnie dwa pokolenia. A o takie uprzystępnienie czy uobecnienie chodzi zawsze w sztuce prawdziwej.

Szczędzę sobie i wam przepowiedni, ale tą zapisuję: Uwaga! Idą wreszcie polscy “młodzi gniewni”.

Przysposobienie

Marian, który wie, że ja nie potrafię wyrzucić żadnej książki, ciągle podrzuca mi coś, czego sam się wyzbywa. I tak dostałem od niego autobiografię literacką naszego wspólnego znajomego, którą wieczorem przekartkowałem, tu i ówdzie coś podczytując, zwłaszcza wspomnienia z młodości, bo napisane były z nerwem. Ale na koniec przypomniałem sobie i przysposobiłem powiedzenie Jana Jakuba: nie ma co robić z kogoś  literata, jeśli się go nie zrobiło człowiekiem.

***

Małgorzata Szpakowska, “Wiadomości Literackie” prawie dla wszystkich. WAB, Warszawa 2012. Gratulacje i podziękowania dla Małgosi, pozdrowienia dla Beaty. Na pewno do tej lektury wrócimy.

Marek. A. Cichocki, Problem politycznej jedności w Europie. Polski Instytut Spraw Międzynarodowych. Warszawa 2012. Z podziękowaniem dla Autora łączę szczere zaciekawienie, choć filozofia polityczna, to nie jest mój przysmak.

Piotr Zaborny, Legendaria i kod Mojżesza. “Prawdziwe” dzieje świata i ludzkości, cz. 2. Skierniewice 2012. Bardzo dziękuję za książkę i dedykację, która na pewno jest przesadna. Wszystkich zachęcam, żeby sprawdzili jakie druki prywatne wydaje się w Skierniewicach!

Michel Houellebecq, Bernard – Henri Levy, Wrogowie publiczni, przełożył Marek J. Mosakowski. Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012. Jakoś nie nęcą mnie celebryci w roli filozofów, ale dziękuję, bo może się przekonam…