Długi książkowe (cd)

Ryszard Nycz, Kultura jako czasownik. Sondowanie nowej humanistyki. Wydawnictwo IBL PAN, Warszawa 2017.

Za książkę i wpis do niej – dziękuję Ryszardowi. Liczę na dyskusję, której w tekście nie dostrzegłem i na którą ciągle czekam…

 

Jolanta Sztachelska, Mity sienkiewiczowskie i inne studia nie tylko o nim. Wydawnictwo DIG, Warszawa 2017.

Nie zliczymy już pewnie godzin, które żeśmy przegadali, przy okazji konferencji i nie tylko. Bardzo polecam, żeby przeczytać, na przykład, o Ameryce Sienkiewicza, albo o jego Tatarach.

 

Długi książkowe (cd)

Kultura wizualna w Polsce. Fragmenty. Redakcja Iwona Kurz, Paulina Kwiatkowska, Magda Szcześniak, Łukasz Zaremba. Fundacja Bęc Zmiana, Instytut Kultury Polskiej UW, Warszawa bd.

Iwona Kurz, Paulina Kwiatkowska, Magda Szcześniak, Łukasz Zaremba, Kultura wizualna w Polsce. Spojrzenia. Fundacja Bęc Zmiana, Instytut Kultury Polskiej UW, Warszawa bd.

Oba te tomy, jeden w pełni autorski (Spojrzenia), drugi będący antologią (Fragmenty), łączy ekipa oraz wspólny tytuł, wskazujący nowy…obszar badań(?), dziedzinę wiedzy(?), sposób ujęcia (?). Mimo tych znaków zapytania oraz pobieżnego dotąd przejrzenia, czuję się zachęcony i odświeżony. Przeto dziękuję i winszuję.

Jerzy Stachowicz, Komputery, powieści i kino nieme. Procesy remediacji w perspektywie historycznej. Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2018.

Troszkę się naczekaliśmy na tę książkę, więc tym mocniej Jurkowi gratuluję, a za dobre słowo – dziękuję.

 

 

Długi książkowe (cd)

Marta Wyka, Napisane niedawno. Szkice krytyczne i literackie.  Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018.

Nie tylko przez osobistą bliskość  (zob. wpis Dla Marty), ale przez przywary wieku, najmocniej działają na mnie wątki i teksty autobiograficzne. Marta wątki te wpisuje znamiennie, a utwór bezpośredni (Odwiedziny w domu dzieciństwa, s. 194-204) mnie wzrusza.

Jerzy Madejski, Praktykowanie autobiografii. Przyczynki do literatury dokumentu osobistego i biografistyki. Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Szczecińskiego, Szczecin 2017.

Autor tej książki jest również redaktorem periodyku Autobiografia i najlepszym u nas znawcą tego rosnącego w ilość i jakość gatunku piśmienniczego. Bardzo dziękuję i polecam.

Bardzo zaległe długi książkowe

Bogdan Rogatko, Kraków literacki. Impresje i listy do poetek. Posłowie Gabriela Matuszek. Kraków 2016.

Bogdan był wiernym i czułym czytelnikiem i krytykiem polskiej poezji i prozy, więcej niż od półwiecza. Byliśmy rówieśnikami, a choć spotykaliśmy się rzadko, to rozumieliśmy się w lot. Jego ostatnia książka, którą przesłał mi przyjacielsko, leżała ciągle pod moją ręką, ale nie zdążyłem jej przeczytać przed Jego nagłym i niespodziewanym odejściem.

Roman Rudziński, Człowiek i dzieło. Redakcja naukowa Janusz Sidorek. Oficyna wydawnicza SGH. Warszawa 2017.

Rzecz tę, upamiętniającą założyciela Katedry Filozofii w SGH (wówczas SGPiS), wydali po trzydziestu latach od Jego śmierci, przyjaciele i uczniowie. Niestety nie ma ta niczego ode mnie, choć Romek był moim współmieszkańcem w akademiku i przyjacielem lat studenckich i doktoranckich. Dziękuję, uchybienie własne postaram się nadrobić.

Żeby nie powiedzieć…

Wczoraj oglądałem wiadomości telewizyjne pierwszego programu TVP, bo nie miałem już  innej możliwości, a chciałem się dowiedzieć, co słychać w świecie po spotkaniu Trump-Kim. Ani słowa o tym, ani też słowa o świecie, jeśli się to nie wiązało w wystąpieniem członka obecnego rządu. Pokazani kolejno: prezydent, premier, wicepremierzy i kilku (łącznie chyba siedmiu) ministrów. Również jakieś siedem do dziesięciu razy “demaskowana” opozycja.  I to wszystko.

Co to jest właściwie? Telewizja publiczna? Zadupie, garkuchnia, szlachtuz?

Konferencje w Warszawie i w Berlinie

1918 programme

Było ciekawie i dobrze się skończyło,

A teraz Berlin:

Niedokonczona wojna_Unvollendeter Krieg

Tak trzymać!

Profesor Zdzisław Adamczyk rozgrzał nas wczoraj, prawie do zenitu, swoim pasjonującym wprowadzeniem do nowej, wreszcie integralnej, edycji Dzienników Stefana Żeromskiego (zebranie Komisji Edytorskiej Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza). Problemów jest mnóstwo, bo nawet nie jest pewne, czy tytuł ma być w liczbie mnogiej, jak dotąd przyjęto, czy też w pojedynczej.

Dwa, na szczęście, są tu pewniki. Pierwszym jest ten, że nikt w tym dziele nie może zastąpić Profesora, a on sam pełen jest wigoru, który można podziwiać! Drugim zaś ten, że w odniesieniu do epoki, którą dzienniki te, “w ścisłym sensie tego określenia”, obejmują (1882-1891) nie mamy żadnego innego, porównywalnego świadectwa historycznego. A dla czasów “narodzin polskiej nowoczesności”, jak powiedziałem w dyskusji, świadectw bezpośrednich mamy w ogóle bardzo mało. Słowem – tekst bezcenny, w opracowaniu doskonałym!

Powinności

Nigdy w takich memorialnych sytuacjach nie udaje mi się powiedzieć tego, co zamierzyłem, choć układam sobie w cichości zdania, które potem wygłaszam publicznie. Coś ważnego, może najważniejszego, jednak mi umyka i nęka mnie później poczuciem przykrego niedopełnienia.

I tak: 22 maja odsłanialiśmy tablicę upamiętniającą Igora Newerlego na żoliborskim skwerze jego imienia (symbolicznie, bo fizycznie już była odsłonięta), a ja zamierzałem powiedzieć o Nim, że w pisarstwie i w postawie sam był “Żywym wiązaniem”, pomiędzy światem Abramowskiego, Brzozowskiego, Dawida i Korczaka, czyli warszawiaków z “Przedwiośnia”, a naszym czasem drugiej połowy dwudziestego stulecia, czyli także mojego dojrzewania i krzepnięcia. I o znaczeniu osobistym  spotkania z autorem Żywego wiązania powiedziałem, ale to najważniejsze zdanie (Igor Newerly był sam tym “żywym wiązaniem”!) pozostało w domyśle i teraz ciągle do mnie wraca.

29 maja na Cmentarzu Wawrzyszewskim żegnaliśmy tłumnie, w pełnym słońcu, Michała Nawrockiego, który zmarł nagle i przedwcześnie. Michał był wybitnym fizykiem, jego rangę w tej dziedzinie, poznawałem po olimpijskim spokoju, z jakim znosił moje antyscjentyficzne kąśliwości, odpłacając mi zasłużonym sarkazmem wobec literackich uroszczeń. Naprawdę jednak znałem go jako społecznika, może i z tamtej szkoły “Warszawiaków”, choć bezpośrednio z “Solidarności” w jej najlepszej wersji, a współpracowaliśmy parę dekad na wielu akademickich polach, z Festiwalem Nauki na czele, którego był współzałożycielem.

Miałem otóż powiedzieć, że uczyłem się przy Nim odpowiedzialności za naukę w jej całości, a nie w wydzielonych i oszańcowanych działkach, i to, jak pamiętam, powiedziałem. Dodałem też, że taka odpowiedzialność była u Niego nierozdzielnie związana z poczuciem sprawstwa: zastanówmy się, co jest do zrobienia i zróbmy to razem!

Czego jednak nie powiedziałem, choć należało? Że, w znacznej mierze dzięki Niemu, IKP znalazł swoją siedzibę w Dziedzińcu Głównym UW, bo to on był wtedy prorektorem od tych spraw, a pracę naszą rozumiał i cenił. Przyjaźnie, bez sarkazmu.