Trafiony, zatopiony

Dopiero przed Świętami odebrałem z instytutu, bo nie byłem tam sporo tygodni, książkę Włodzimierza Lengauera (Dionizos. Trzy szkice, Homini, Wydawnictwo Benedyktynów, Kraków 2020), którą Autor łaskawie mi podarował. Dedykację skromnie zatajam…

I zaraz mu napisałem, że przeczytam świątecznie, ale po lekturze pierwszego z esejów (Dionizos w świecie ludzi) pojąłem, że muszę chociaż przypomnieć sobie Bakchantki Eurypidesa, co zaraz uczyniłem. Na tym jednak nie koniec. gdyż obok Bakchantek, jest  przecież Ifigenia w Aulidzie, po niej Cyklop,  a zaraz potem Rhesos…Właśnie to wszystko, z rozkoszą przeczytałem…

Ale to jest tylko czwarty tom dzieł Eurypidesa, w wiekopomnych opracowaniach i przekładach Jerzego Łanowskiego, i czekają mnie trzy poprzednie. Wstęp do całości już znam, więc zaczynam od początku.

Dionizos Lengauera leży pod ręką i czeka na dojrzewającego czytelnika. Jestem pewien, że Autor mnie zrozumie.

 

Wszystko przez nich…

Tak zwane media donoszą, że karpia na Wigilię wymyślili komuniści.

Może i Wigilię też?

PS. My bez karpia.

W cieniu

9 grudnia zmarł Andrzej Kawka, żoliborzanin, wieloletni rzecznik dzielnicy, nazywany “pamięcią Żoliborza”. Był moim kolegą z tego samego roku polonistyki UW, a choć widywaliśmy się rzadko, to nie zapominaliśmy o sobie. Zaprosił mnie osobiście na otwarcie Skweru Igora Newerlego.

11 grudnia zmarł Adam Koseski, współtwórca i rektor Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku. Studiowaliśmy na tym samym roku, a zaprzyjaźniliśmy na obozie wojskowym w Wałczu (lato 1962). I tak już zostało, choć czasem odlegle, ale nigdy obco. Kilka lat temu, obok Józefa Hena, co było dla mnie zaszczytne, otrzymałem z rąk Adama medal Akademii Polskiego Sukcesu, choć nie uważam się za człowieka sukcesu. Ostatnio widzieliśmy się na promocji “Toastu na progu”.

17 grudnia zmarła Jadwiga Bocheńska-Kołodyńska. Bez niej nie powstałaby Katedra Kultury Polskiej, a potem Instytut. Była pierwszą naszą filmoznawczynią, nauczała o filmie oraz myśli filmowej, wydobywała z zapomnienia polskich jej autorów. Studenci ją cenili, koleżanki i koledzy szanowali, wszyscy lubili. Dyskretnie obecna, ze starodawną nieco elegancją, miała w sobie niezawodną życzliwość.

W cieniu tych odejść przypominam sobie, że czegoś nie dopełniłem. I tym zapisem już tego nie naprawię. 

   

Ciekawie…

Ewa Bieńkowska, Po co filozofowi religia. Stanisław Brzozowski, Leszek Kołakowski. Wydawnictwo Znak, Kraków 2000.

Dzięki tej książce, mogłem znowu pomyśleć o Brzozowskim, a przed Kołakowskim się zatrzymałem, nie dlatego, że akurat dużo o nim się mówi, lecz dlatego, że pisarsko jestem gdzie indziej.

Pani Ewa pisze o swej tytułowej problematyce językiem własnym, przejrzystym i – chciałbym rzec -wypukłym, czyli nie płaskim. Najchętniej czytałem to, co z Florencji, albo z Newmana, ponieważ napisane, jak z domu, a ja zawsze czułem się tam gościem przejezdnym.

Jeśli idzie o konwersję Brzozowskiego, to się różnimy, dlatego jest ciekawie…

 

 

 

 

Przestroga

Jeśli odetną polskich studentów od programu Erasmus, to całe pokolenie młodzieży będzie im to pamiętać!