Lęk

Adam Sikora, Janusz Maciejewski, Inka Brodzka, Alina Witkowska.

Zaczynam się lękać następnych miesięcy.

Alina

Dziś wiadomość o śmierci Aliny Witkowskiej.

Była wybitną uczoną, znakomitą pisarską humanistyczną, wielką swoim człowieczeństwem, dla mnie fascynującym i tajemniczym.

Zawdzięczam jej wiele, tak moralnie, jak intelektualnie. Byliśmy bliżej dawniej niż ostatnio, ale nie mogę myśleć o Jej odejściu bez ściśniętego gardła i łez pod powieką. Mam sobie za dobre, że przyklękłem przed nią, podczas Jej ostatniego jubileuszu.

Była dla mnie najlepsza, gdy było mi najgorzej.

Rzymski spływ

W Rzymie wylądowałem w niedzielne popołudnie (3. IV), podobno pierwsze pogodne i ciepłe, i jak tylko się rozpakowałem w mojej kwaterze, która zasługuje na osobne pochwalenie, zaraz wychynąłem na Via del Corso, na którą wyległ nie tylko cały Rzym, ale i cały świat chyba, kolorowo już do słońca obnażony, a w cieniu lekko przesłonięty. Płynąłem w tym tłumie, poddając się  jego rytmowi, niesiony ludzką  falą i  podnoszony zachwytem, jaki niekiedy tylko mnie nachodzi, nad pięknem tego świata i ludzi: i te okrągłowe Chinki w chińskich trampkach, rudy Duńczyk ubrany w Daypack Wigwam, angielski emeryt na wózku inwalidzkim, tamilski natchniony kleryk  i rzymskie licealistki udające, że to, co mają na pupach, to jeszcze są spódniczki. Uśmiechnięty do siebie, lekko podniecony natłokiem wrażeń i wyraźnie ucieszony, zarówno tym, co było, jak i tym, co się widziało, nie dbałem o plany i kierunki, wiedziałem z góry, jakimś osobnym zmysłem, że spłynę do kolumny Marka Aureliusza, a potem do Schodów Hiszpańskich, które, gęsto utkane głowami, jak jakiś wszechludny samodział, akurat tonęły w promieniach zachodzącego słońca. Tam napiłem się wody z tryskającego poidła (może mi się to myli z fontanną di Trevi?) i zasiadłem w tłumie, aby zobaczyć na wprost ulicę, którą musiała okazać się Via Condotti, czyli szlak najbardziej wytwornych lokali i butików. Jarosław I., który mi jakoś w tym spływie towarzyszył, tam właśnie, na wystawie u Gucciego, lubił sobie oglądać męską bieliznę. Co do mnie na rogu, tuż przy schodach Piazza di Spagna, gdzie  Muzeum Keatsa i Schelleya, które bym zwiedził, gdybym był poetyczny lub romantyczny, zobaczyłem wystawę Chemissier-Shirtsmaker “Byron” i starannie ją przestudiowałem. Koszule były olśniewające, ceny nie zabójcze, a kołnierzyki tak włoskie, jak te, które sami wystrzygaliśmy jeszcze w liceum. Mógłbym więc kupić sobie taką koszulę, emerytowanemu profesorowi “od literatury” należy się, żeby  raz w życiu miał koszulę “Byron” z Piazza di Spagna, ale przez brak stosownych okazji nie mógłbym jej włożyć i musiałbym ją trzymać w specjalnej gablotce,  na co mnie już nie stać. Wpłynąłem więc w Via Condotti, żeby kontemplować bieliznę Gucciego, co, nawiasem mówiąc, przybliżyło mi fenomen Berlusconiego, gdyż butików z męską bielizną jest w Rzymie co niemiara (podobnie we Florencji), miałem wrażenie, że znacznie więcej niż z bielizną damską, która  też jest zajmująca.  Natrętctwo tych salonów i sklepików zdaje się świadczyć, że włoscy mężczyźni  dbają o swoją męskość  tak, jak ten, który najwyraźniej jest ich emanacją. Zupełnie jednak nie pamiętałem, że na tej właśnie ulicy znajduje się Cafe Greco, choć było poniekąd oczywiste, że muszę do niej spłynąć, co zresztą dokonało się akurat wtedy, kiedy zapragnąłem trochę się wzmocnić i odetchnąć. W legendarnej tej kawiarni nie uobecniły mi się duchy Andersena, Gogola, Coopera, ani nawet Mickiewicza, gdyż towarzyszył mi ciągle Jarosław I., który wtedy, kiedy przemieszkiwał w Rzymie, a robił to sobie całkiem często, i pisał, na przykład Zarudzie, jeden z najpiękniejszych utworów, jakie kiedykolwiek napisano w naszym języku, przychodził tutaj na kawę i gazety. Ponieważ bardzo już potrzebowałem wzmocnienia, zamówiłem sobie, głównie z powodów dźwiękowych cocktail “Ramazotti” i udając światowca, sięgnąłem po “Le Monde”, co jednak nie zwróciło niczyjej uwagi. Moją natomiast uwagę zwróciła para starszych państwa (skoro tak ich określam musieli być starsi ode mnie), którzy siedząc naprzeciw sprawiali wrażenie domowników, a nie światowych gapiów, co pospiesznie tu wpadali i wypadali. Moi państwo spijali statecznie swoją kawę i spożywali ciastka, jak pewnie robią to w każde niedzielne popołudnie  i wtedy dopiero doszło do mnie, że w Rzymie muszą mieszkać również Rzymianie, nawet w samym centrum, może od pokoleń, w tych samych domach i mieszkaniach, jak familia Doria e Pamphiglio, w jej pałacowej siedzibie ma swoje miejsce polska stacja naukowa, w której byłem tak  ufnie goszczony, że dano mi osobny klucz.  Gdy starszy pan dystyngowanie podnosił filiżankę do ust zobaczyłem w nim głowę rzymskiego patrycjusza, a gdybym tak jeszcze wypił kilka “Ramazottich”, byłaby to już  biesiada zbliżona ceną do koszuli “Byron”, wtedy zapewne ujrzałbym w nim potomka cesarzy Wespazjana, lub Tytusa, jeśli nie samego Augusta, jak było to kiedyś, w bułgarskim Neseberze, w którym odkryliśmy takie cesarskie powinowactwo  kelnera, co zręcznie nas upijał i naciągał. “Ramazotti” nie był jednak tak pożywny, żeby mnie zachęcić do powtórzenia i zastąpić przekąskę, więc opuściłem Cafe Greco, pobierając ulotkę zachęcająca do uczestnictwa w internetowym klubie wielbicieli, założonym na 250 – lecie kawiarni i prowadzony znowuż przez Jarosława popłynąłem w stronę Panteonu, gdyż zapewniał mnie on, że  nieodzowną rzymską przyjemnością jest kolacyjka w jednym z ogródków na Piazza della Rotonda. Co się zresztą sprawdziło…

(ciag dalszy może nastąpi)

***

Anna Dybczyńska-Bułyszko, Architektura Warszawy II Rzeczpospolitej. Warszawska szkoła architektury na tle przemian kulturowych okresu międzywojennego. Oficyna Wydawnicza Politechniki Warszawskiej, Warszawa 2010.

Rzecz ważna dla rozumienia kultury nowoczesnej w Polsce, ciekawie opracowana, sugestywnie  zilustrowana. Polecam (także zwięzłą Przedmową), dziękuję i gratuluję Autorce.

Zagadka

Dlaczego niekiedy przyznajemy się do niecnych postępków, a do złych intencji prawie nigdy? Czy dlatego, żeby ocalić w sobie wiarę w duszę nieśmiertelną (więc czystą), nawet jeśli jej nie podzielamy?

***

Jacek Leociak, Spojrzenia na warszawskie getto, Dom Spotkań z Historią, Warszawa 2011.

To oryginalna edycja – zarówno merytorycznie, jak edytorsko i plastycznie. Sześć albumowych właściwie tomów, poprowadzonych ulicami tworzy panoramę niezrównaną. Przeczytałem Krochmalną (tam mieścił się Dom Sierot Korczaka) i jakbym tam był.

Kłaniam się  Jackowi z uznaniem, szczerze zazdroszczę i – dziękuję!

Stanisław Brzozowski

Wczoraj, to znaczy 14 kwietnia 2011 roku sejmowa Komisja Kultury i Środków Przekazu przyjęła (bez głosów przeciwnych, dwa wstrzymujące) uchwałę o “uczczeniu przez Sejm RP, w stulecie śmierci, pamięci Stanisława Brzozowskiego, filozofa, pisarza i krytyka”.

Zapraszam wszystkich na Konferencję Jubileuszową “Konstelacje Stanisława Brzozowskiego” (28-20 kwietnia 2011).

Brzozowski – zaproszenie

***

Konferencja Ochrona krajobrazu

***

Marina Ciciarini, Żart, inność, zbawienie. Studia z literatury i kultury polskiej. Przełożyła Monika Woźniak. Wydawnictwo Neriton, Warszawa 2008.

Pani profesor Marinie Ciciarini podzięka podwójna – z tę pouczającą książkę i za ujmujące prowadzenie mojego spotkania (O Brzozowskim) w Instytucie Polskim w Rzymie.

Wiersze wybrane

Jarosław Mikołajewski

Next Page »