Zaproszenie spóźnione i nie całkiem czytelne

zaproszenie

Panichida

Niedzielna panichida w greko-katolickiej cerkwi bazylianów, za wszystkie ofiary wojny w Ukrainie, pozostawiła we mnie wrażenie śpiewnej, rytmicznej podniosłości oraz pamięć ewangelicznego kazania o konieczności przebaczania.

Długi książkowe (cd)

W nieustannym już jestem zapóźnieniu z podziękowaniami  za książkowe  podarunki, ale liczę na wielkoduszność przyjaciół:

Katastrofizm okresu międzywojennego. Wybrał, opracował i wstępem opatrzył Andrzej Kołakowski. Fundacja Augusta hrabiego Cieszkowskiego, Warszawa 2014. Seria: Klasycy polskiej nowoczesności.

Opracowanie podstawowe, a wstęp pt. Katastrofizm jako postawa kulturowa, znakomity i pouczający.

Tadeusz Kroński, Faszyzm a tradycja europejska. Przedmowa, wybór i opracowanie Andrzej Kołakowski. Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 2014.

Cenne wznowienie jednego z najważniejszych polskich esejów. Przedmowa i opracowanie – jak wyżej.

Perspektywa

Wczoraj odwiedził mnie pan Krzysztof Pankowski, z różnymi materiałami dotyczącymi tej gałęzi Brzozowskich, z której wywodził się Stanisław. Po detektywistycznych nieomal przygodach, pan Krzysztof zgromadził materiały  bogate i ciekawe. Te, podolskie głównie genealogie i koligacje tamtejszych polskich ziemian, o “historycznych”, jak dawniej mawiano, nazwiskach (Gosławscy, Jełowiccy, Grocholscy, Potoccy, Czartoryscy, Krasińscy, Zamoyscy) wskazują na to, że sentencja kasztelana Ogieńskiego (z Samego wśród ludzi), iż rodzina jest starsza i pewniejsza niż Rzeczpospolita, była oparta na familijnym doświadczeniu autora powieści.

Dzięki materiałom pana Krzysztofa przybliżyłem sobie także osobę, bliżej nieznanego dotąd, wuja Mazurowskiego, który parokrotnie wspomagał Stanisława i Antoninę pieniężnymi datkami. Otóż miał on na imię Władysław, żył w latach 1848-1907, był mężem Marii Wiktoryny ze Ścibor-Rylskich, która z kolei była córką Magdaleny z Brzozowskich, siostry Feliksa Brzozowskiego, czyli ojca Stanisława. O Feliksie, z którym był dość zżyty, w listach do swojej córki Marii Ireny (1876-1957) Władysław pisywał per dziadzia Feliks.

Władysław Mazurowski był inżynierem, współwłaścicielem znanej firmy Konstanty Rudzki i spółka (dobry opis w Wikipedii), wyspecjalizowanej w budowie kolei i konstrukcjach mostów, której udział w olbrzymim rynku imperium rosyjskiego, szacowano na 20 procent. Budowała ona, między innymi, mosty na kolei transsyberyjskiej, w tym najdłuższy wówczas na świecie most w Chabarowsku, (nie wiem, czy na Amurze, czy na Ussuri). Jak wolno się domyślać, Władysław Mazurowski, dorobił się fortuny i żył na odpowiedniej stopie, ale miał jakąś słabość do zubożałego i śmiertelnie chorego “dziadzi Feliksa”, którego dość często odwiedzał i pisywał o tym do wspomnianej powyżej córki.

A w jednym z listów (datowanym na 16/28 lutego 1899 r., pisanym w wagonie kolejowym do Petersburga), napisał o Stanisławie tak oto:

Staś siedzi w domu, nic nie robi, bo uniwersytet nie przyjmuje, jest ciągle pod dozorem policji i z Warszawy ruszyć się nie może. Mnie się zawsze zdaje, że mu klepki we łbie brakuje.

Czy z perspektywy tych mostów syberyjskich mogło mu się inaczej wydawać?

Znalezisko

Taki wiersz mi się odnalazł, ale nie powiem czyj:

Dok1.doc wiersz

Ciepłe gacie

Co mówi po ugodzie (?) w Mińsku, pani A., Ukrainka zamieszkała w Polsce od lat nastu (ma tu męża i córkę)?

Opowiada, że jej młodszego brata, w wieku poborowym, powołano dopiero co do wojska. Dostał do domu powiastkę uprzedzającą, że wskazanego dnia będzie się musiał stawić na rozkaz. Wraz z powiastką doręczono też instrukcję, co ma ze sobą zabrać – ciepłą bieliznę, skarpety, buty, spodnie itp. Co z tego wynika? Że ukraińska armia nie ma nawet ubrań, więc z bronią pewnie nie lepiej.

Ponieważ nikt nie wierzy w trwałość tego rozejmu, który jeszcze nawet się nie zaczął, więc brat pani A., oraz podobni mu młodzi Ukraińcy zostaną wkrótce wcieleni w szeregi. Może cały “wolny świat”, który się za Ukrainą ujmuje, mógłby tym chłopcom  posłać chociaż ciepłe gacie. Zanim rozstrzygnie czy spodnie i buty są lub nie bronią ofensywną.

 

Długi książkowe (cd)

Seweryn Kuśmierczyk, Wyprawa bohatera w polskim filmie fabularnym, Czuły barbarzyńca, Warszawa 2014.

Słuchałem niegdyś uważnie wnikliwych i czułych analiz filmowych autora i teraz z przyjemnością je podczytuję. Dziękuję, gratuluję, polecam.

Ryszard Low, Literackie podsumowania. Polsko-hebrajskie i polsko-izraelskie. Redakcja tomu, opracowanie tekstu Michał Siedlecki, Jarosław Ławski. Posłowie Barbara Olech. Uniwersytet w Białymstoku, Białystok 2014. Tom inaugurujący serię “Przełomy/pogranicza”.

Dziękuję wydawcom, inicjatywę popieram. Z prac tego znakomitego autora polecam zwłaszcza studia o syjonistycznej recepcji Brzozowskiego i Żeromskiego.

Zapisek z 3 stycznia 2015

Przygotowanie do Wyki

Bezradność

Rozmowy w Moskwie były “konstruktywne”, sucho oznajmiono. Twarze rozmówców wskazują, że było to raczej wymuszenie niż porozumienie. Nikt już chyba nie wierzy, włącznie z Merkel i Hollandem, że może ono zostać naprawdę zawarte. Do porozumienia bowiem konieczny jest jakiś poziom zrozumienia, a ten wymaga minimum wzajemnej akceptacji, której nie ma. Jeśli ceną za uśmierzenie Putina i powstrzymanie wojny w Donbasie, miałoby być zamknięcie Unii Europejskiej przed Ukrainą, wówczas należałoby Majdan z całym jego entuzjazmem i wszystkimi ofiarami wymazać z naszej pamięci. Nie byłoby to może największe oszustwo w historii nowoczesnej, gdyż lista podobnych nie jest mała, ale na pewno najświeższe – dokonane w naszej przytomności i przy udziale naszych delegatów, reprezentujących europejskie “standardy demokracji”, co powinno znaczyć – prawo i prawdę. Całe doświadczenie ludobójczej wojny europejskiej i wszystkiego tego, co po niej osiągnięto, zostałoby przekreślone, a właściwie utopione w wydzielinach imperialnego agresora. Jakiś odruch wymiotny napiera mi w trzewiach, kiedy to piszę i dalej już nie mogę.

Czy jest jednak inne wyjście? Dobrze wiadomo, że ten przeciwnik respektuje tylko siłę, więc jedynie przed nią może się cofnąć. Podstępnie używanej przez niego sile militarnej należy więc przeciwstawić otwarte użycie siły militarnej. Sojusznicy z NATO powinni podjąć interwencję wojskową w obronie integralności terytorialnej i niezależności politycznej Ukrainy. Ale czy ktoś w Europie i Ameryce chce dzisiaj umierać za Sewastopol i Donieck? Czy można zakładać, że taka interwencja militarna pozostałaby tylko konwencjonalną wojną lokalną, a nie przerodziła się natychmiast w atomową wojnę globalną? Której pierwszymi ofiarami stałyby się Kijów, Warszawa, Wilno, Ryga i Tallin? A wszystkich dalszych ofiar nie sposób przewidzieć, ani nawet sobie wyobrazić. Czy jest w ogóle ktoś w naszym świecie, kto gotów jest podjąć takie ryzyko i za jego skutki odpowiadać? Może nie “przed Bogiem i Historią”, jak dawniej podniośle deklamowano, ale przed tymi, którzy ten Armagedon przeżyją? W Sinkiangu albo na Tasmanii.

Trzecia i ostatnia możliwość jest taka – jeśli przeciwnik działa skrycie, trzeba mu odpowiedzieć “adekwatnie”, czyli również skrycie. To znaczy dozbroić i doszkolić armię ukraińską tak, aby była ona zdolna bronić skutecznie swojego terytorium i agresorowi zadawać takie straty, które uzna za nieopłacalne i się cofnie. To oczywiście pociąga za sobą wzmożenie wojny i zwielokrotnienie jej ofiar, ale może, po pewnym, nieznanym czasie, przynieść pożądane skutki. Jest jednak takie pytanie, którego pominąć nie można – jeżeli przeciwnik ten, który całe terytorium Ukrainy uznaje za przejściowo odłączone od “matuszki Rassieji”, zaatakuje (jego samoloty latają nad całą Europą i w pobliżu Ameryki) pierwszy taki transport broni i wysadzi go w powietrze, to co my wówczas zrobimy? Uznamy to za casus belli i rozpoczniemy działania odwetowe, które sprowokują atomową wojnę globalną (patrz wyżej), czy też wycofamy się cichcem i pozostawimy Ukrainę samej sobie? Najpewniej to ostatnie, po którym powrócimy do stołu rokowań jeszcze bardziej upokorzeni, więc słabsi.

Sławetne restrykcje europejskie i amerykańskie (teraz dopisano do listy kilku polityków rosyjskich “średniej rangi”) pociągną za sobą odczuwalne w Rosji skutki i ewentualną zmianę rządców za jakieś dziesięć lat.

Więc co nam pozostało? Nic innego, jak tylko na jakiś czas przyzwyczaić się do wymiotów.

W końcu dziesięć lat walki o wolność, to nie tak wiele, jak na czterysta lat niewoli.

A coraz liczniejsze śmiertelne ofiary naszych braci? Co z nimi zrobić? Przynajmniej nie pozwolić, żeby wymazano je z naszej pamięci! Tyle możemy.

Żałość

Nie mam dobrego słuchu i tego już nie da się naprawić. Ale bywa i tak, że tylko muzyką mogę sobie pomóc. Wtedy kładę się brzuchem na leżu, powieki szczelnie zaciskam i wbijam twarz w poduszkę, aby ponad nią, jak zając na miedzy, wystawić słuchy. I słyszę jakoś lepiej –  wokół siebie, głębiej w sobie.

Tak słuchałem wczoraj Symfonii pieśni żałosnych  Henryka Mikołaja Góreckiego.

Z żałości po zmarłym przed laty przyjacielu, o którym coś próbuję – o nim i wokół niego.