Pytanie otwarte

Znowu, po kilku latach, ale o tej samej porze roku i dnia, w pociągu z Fryburga do Lozanny, w pełnym słońcu nad Jeziorem Genewskim: lekkie mgiełki nad taflą wody, winnice złocą się jesiennie, trawy ciągle soczyście zielone, krówki różnobarwne pasą się beztrosko, a domki pośród nich świeżo malowane. W Szwajcarii – mówiono mi – nie zawsze wiadomo, czy to krowy pasą się między domami, nawet w miastach, czy też domy stoją pośród krowich pastwisk. Więc z moim towarzyszem podróży popadamy, oczywiście, w zachwyt i, na dodatek, przepowiadamy sobie liryki lozańskie.

Ponieważ takich upojeń nie znoszę zbyt długo, więc dla obniżenia nastroju wtrącam kąśliwą uwagę:

– Ale bocianów – mówię – to oni nie mają.

Na co mój towarzysz podróży (prof. Krzysztof  Trybuś z UAM):

– Może to jest taki kraj, z którego one nie chciałyby odlatywać?

Zaubużko w Warszawie

Zaproszenie_Zabuzko-1

Brzozowski we Fryburgu (Szwajcaria)

A5_Brzozowski_Colloque_RLY

Różnica i solidarność

W “Plusie Minusie” (18-19 października 2014) rozmowa Roberta Mazurka z Janem Hartmanem, ilustrowana ujmującym zdjęciem filozofa pod murem, ale w jesiennych bluszczach. Cała rozmowa jak na tym zdjęciu – i pod szarą ścianą i w ogrodzie raczej zdziczałym. Nie wchodzę w jej szczegóły, gdyż nie one są ważne, lecz samo zjawisko. Oto prawicowy niewątpliwie tygodnik, mimo różnych przytyków, podejmuje merytoryczną dyskusję z lewicowym niewątpliwie filozofem, który na dodatek padł ofiarą nagonki. Czy nagonki już się zużywają, czy ich mnożeniem się zmęczono, czy możemy oczekiwać ich zmierzchu? Nie byłbym takim optymistą, aby potwierdzać te przypuszczenia, tym bardziej, że Hartmana właśnie zniesławiano ohydnie. Wiosny prawdziwych debat się nie spodziewam, choć, jak widać, ich jaskółki się pokazują.

Nie odnosiłem się dotąd do tego, co w swym sławetnym felietonie powiedział filozof, ponieważ nie przyłączam się do naganiaczy. Powiedział jednak zwyczajne głupstwa, które wprawiły mnie w zdumienie. Wygląda na to, że podstawowa dla nowoczesnej humanistyki dyskusja o uniwersalności zakazu kazirodztwa Jana Hartmana ominęła, a sam ten zakaz wydaje mu się tylko problemem etycznym bądź prawnym (co potwierdzają jego wypowiedzi w powyższej rozmowie). Otóż zakaz kazirodztwa jest fundamentalny antropologicznie, obowiązuje we wszystkich, znanych nam, ludzkich społeczeństwach (choć w różnych formach i stopniach), a nie jest ustanawiany na mocy zakazów etycznych ani przepisów prawnych, lecz je zarówno genetycznie, jak i logicznie wyprzedza. Genetycznie – gdyż jest wcześniejszy od etyk i legislacji, logicznie – dlatego, że etyki i legislacje powstały na jego podstawie.

Najprościej mówiąc – my  r e a l n i e   nie pożądamy naszych matek i sióstr nie dlatego, że tak nam nakazują systemy etyczne lub prawne, lecz dlatego, że nasza inkulturacja tak działa, żeby pożądania takie stłumić lub wyłączyć. To, że nie zawsze działa skutecznie, a zakaz bywa przekraczany, nie jest argumentem przeciw jego osłabianiu, lecz za jego wzmacnianiem. Kulturowym, a nie prawniczym, czyli wychowawczym, nie penalizacyjnym. Aby się o tym przekonać nie trzeba zresztą żadnej wiedzy teoretycznej, wystarczy dobrze rozglądać się wokół siebie. Każda matka bowiem wie, choć nie wyraża tego dyskursywnie, do jakiego czasu swego życia córeczka jeszcze może przychodzić do tatusiowego łóżka, a braciszek swobodnie spać z siostrą. Zaręczam, że reguły te praktykowały wszystkie poprzednie pokolenia naszych babć i matek, choć nie przerabiały kursów etyki ani nie studiowały przepisów prawa. Dziadkowie i ojcowie, jak zwykle w kwestiach delikatnych, byli głupsi.

Filozoficznie rzecz biorąc, a filozofia jest w tym punkcie tożsama z antropologią, należy zadać pytanie: czy jeśli zdejmiemy zakaz kazirodztwa (w intelektualnej operacji logicznej), możemy pomyśleć jakikolwiek ład społeczny? Czy ład społeczny jest możliwy bez trwałych związków międzyludzkich? Czy ludzie mogą w ogóle istnieć bez takich związków?

Przed napisaniem kolejnego felietonu Jan Hartman powinien koniecznie zadawać sobie klasyczne pytanie filozoficzne: dlaczego istnieje raczej  c o ś,  niż nic?

Jeśli jednak Uniwersytet Jagielloński zniżałby się do poziomu partii politycznej,  profesor Hartman może liczyć na moją solidarność.

Pytania proste

Znowu czekamy na wiadomość o jego życiu, choć nadziei jest coraz mniej i nie ma już jej chyba ojciec. Dwóch górników zmarło w szpitalu, następni walczą o życie, z pewnością okaleczone. Podejrzenia o to, że przy czujnikach gazu manipulowano, aby oszukańczo zmusić ludzi  do pracy w niebezpiecznym rewirze, są coraz bardziej prawdopodobne.

Takie manipulacje oznaczają igranie ludzkim życiem. Czy w Polsce wolno bezkarnie handlować krwią? Czy ci, którzy bezpośrednio nią handlują, nie zostaną ujawnieni i ukarani? Dlatego, żeby system wyzysku i jego sprawcy pozostali  nadal nietknięci? A kto się wreszcie weźmie za ten system? I za sprawców!

cd

I jeszcze to pochmurne popołudnie, kiedy na tarasach Bruhla smyczkowy tercet trzech studentek grał “Eine kleine Nachtmusik”. Otaczał je wieniec emerytów różnych nacji, a ja dołączyłem akurat wtedy, kiedy zabrzmiało radosne “Menuetto-Allegretto” i zapatrzyłem się na prześliczną wiolonoczelistkę. Która oczywiście, jak z Apollinaire’a, była rudowłosa.

Wspomnienia drezdeńskie (1)

Przypomniałem sobie dzisiaj, że dzięki strajkowi maszynistów niemieckich, zyskałem dodatkowe pół dnia w Dreźnie i mogłem zobaczyć galerię porcelany. Wreszcie się dowiedziałem, jak wyglądał legendarny “łabędzi serwis” Bruhla, który przepadł po roku 1945, a tylko parę sztuk uchowało się w tej galerii. One są jakby pokryte łabędzim puchem, a wrażenie jest tak silne, że chce się taki półmisek pogłaskać.

A po co mi ta wiedza? Po nic. I o to właśnie chodzi.

 

Stefan Starczewski (1935-2014)

Pożegnaliśmy dzisiaj, w godnej żałobie, Stefana Starczewskiego. Piękny człowiek, jeden z najpiękniejszych, jakich spotkałem.

Choć był moim starszym kolegą z warszawskiej polonistyki, społecznym działaczem edukacyjnym po październiku 1956, a później szczególnie nacechowanym członkiem opozycji demokratycznej, poznałem Go bliżej dopiero u zarania III RP. Kiedy został wiceministrem kultury w rządzie Tadeusza Mazowieckiego przyszliśmy do Niego z naszym, spisanym piórem na kratkowanej kartce, projektem kształcenia animatorów kultury, a On to wziął od ręki, prawie bez słowa, lecz z błyskiem oka i uśmiechem zachęty. Gdyby nie ta pierwsza, oczywista aprobata (w uniwersytecie trzeba się było przebijać taranem) i późniejsze trwałe współdziałania, nie udałoby się nam zapewne stworzyć tego wszystkiego, co potem –  ośrodka i środowiska.

Wtedy i później, przez całe lata, w których jeszcze dopisywało mu zdrowie, nie było w Polsce cennej inicjatywy kulturalnej, której nie pobudzał, nie wspierał, której nie towarzyszył. Był żywym, współczesnym nam wcieleniem “kulturników”, warszawskich społeczników z początku XX wieku. Miałem szczęście, że bywałem przy Nim.

Konferencja w Kielcach

Konferencja “Stefan Żeromski – kim był, kim jest?” , Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Kielcach, 2-4 października 2014.

Wystąpienie w panelu: “Żeromski – nas bliźni” oraz udział w dyskusji.

***

IV Elbląskie Forum Kulturoznawcze “Jak nas widzą, jak się widzimy? Polska i Polacy: wyobrażenia, wizerunki, wizje”, 24-26 września 2014. Wystąpienie w debacie: “Tolerancja, honor, gościnność i inne mity polskie” oraz  udział w paru innych dyskusjach.

Next Page »