***

James E. Comb, Świat zabaw. Narodziny nowego wieku ludycznego. Przekład Olga Kaczmarek. Posłowie do wydanie polskiego Agata Chałupnik. Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2011.

Jean Duvignaud, Dar z niczego. O antropologii święta. Przekład Łada Jurasz-Dudzik. Posłowie do wydania polskiego Leszek Kolankiewicz. Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2011.

Henryk Jurkowski, Materiał jako whikuł treści rytuału. Posłowie Mateusz Kanabrodzki. Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego. Warszawa 2011.

Wszystkie trzy pozycje z serii “Dromena”, ofiarowane mi koleżeńsko przez redaktorów serii: Agatę Chałupnik, Wojciecha Dudzika, Mateusza Kanabrodzkiego, Leszka Kolankiewicza. 

Podzięka spóźniona, ale życzenie powodzenia wzmocnione! 

Opowieści z Narni

Odrzucony obraz C.S. Lewisa wprawia mnie w pewien zachwyt, właściwie bezinteresowny. Podziwiam ten utwór humanistyczny, tak jak wyszlifowany perfekcyjnie brylant, który się iskrzy, ale pozostawia mnie chłodnym. Jest tam zdanie, które jest cudowne, z którego można wywieść wszystko, co myśli autor i jak obmyślał swój Model, będący raczej wizją świata:

“Sfera Primum Mobile wzrusza się dzięki swej miłości do Boga, a wzruszywszy się udziela ruchu reszcie wszechświata”.

Antropomorfizm wzruszeń tożsamych z poruszeniami jest oczywisty, ale Lewis na pewno by tego nie przyznał. Jeśli samo słowo “Model” wydaje mi sie zbyt racjonalno-konstruktywistyczne dla oznaczenia swoistości tego średniowiecznego mitu teocentrycznego, jaki z precyzją i finezją rekonstruuje autor, to sama rekonstrukcja jest olśniewająca. Ten Model (raczej – wizja, co już zaznaczyłem) jest nieomal kompletny – od teologii i kosmologii, poprzez geologię, biologię i socjologię (tu może widoczna słabizna autora, gdyż społeczeństwo i jego struktura trochę mu umykają), aż po psychologię! Model ten nie ma właściwie luk, a jego triadyczny rytm go homogenizuje i dlatego nie tyle jest spójny, ile, jak powiada autor: “nie zna zgrzytów”. Wszystkie ciała niebieskie i ziemskie obracają się w nim bezszmerowo!

Dzięki tak spójnej rekonstrukcji (będącej zapewne konstrukcją autorską, ale o to mniejsza) rozpoznajemy też właściwe zadanie tamtego Modelu (czyli wizji świata):  pierwszorzędne nie jest tu zadanie poznawcze i nie ma on dostarczać wiedzy o świecie, choć się nią posługuje, ale dawać oparcie, poczucie bezpieczeństwa w bycie, zadomowienia w nim.   

Taka właśnie jest funkcja mitu i średniowieczny Model teocentryczny, w interpretacji Lewisa, synkretycznie antyczny i chrześcijański zarazem, był takim wielkim mitem, przenikającym ludzi i oswajającym  świat w zaświecie i zaświat w świecie.

Odrzucając ten Model  w nowoczesności, której symboliczne granice wyznaczają Kopernik, Galileusz, Szekspir, Newton, Pascal i ich następcy, zastąpiono go, podpowiada Lewis, modelem “naturocentrycznym” z prymatem poznania i uświęceniem wiedzy. I to, można powiedzieć, jest źródłem, wszystkich naszych nieszczęść.

Jeśli jednak Model “naturocentryczny”, z gloryfikacją człowieka, jako korony bytu, jest również swego rodzaju oparciem i mitem bezpieczeństwa, jak sądził Brzozowski, to co się dzieje po jego rozpadzie? Oto jest pytanie, na które musimy sobie ciągle odpowiadać!

Na koniec mały cytat, wiadomo skąd:

“Narnijski czas płynie zupełnie inaczej niż nasz. Jeśli się spedzi w Narni nawet sto lat, powraca się do naszego swiata o tej samej godzinie, w której się go opuściło. Jeśli natomiast wróci się do Narni po tygodniu spędzonym tutaj, może się zdarzyć, że minęło już tysiąc narnijskich lat, albo jeden dzień, albo też czas w ogóle nie ruszył z miejsca. Nigdy się tego nie wie, dopóki się nie znajdzie w Narni.”      

***

Andrzej Sakson, Od Kłajpedy do Olsztyna. Współcześni mieszkańcy byłych Prus Wschodnich, Kraj Kłajpedzki, OBwód Kaliningradzki, Warmia i Mazury. Instytut Zachodni, Poznań 2011.

Bardzo dziękuję Autorowi za to imponujące dzieło i miłe słowa!

Wielki łańcuch bytu

Zasada pełni, zasada ciągłości, zasada gradacji (Lovejoy).

Konspekt

Film Agnieszki Holland, który widziałem dotąd tylko raz, co mnie nie zadawala, jest najważniejszym od lat filmem polskim, a może nawet najważniejszym utworem artystycznym. Cechuje go skryte powinowactwo z opowiadaniami obozowymi Tadeusza Borowskiego, choć nie jest od nich zależny, i ma szanse dokonać podobnego przewartościowania w kulturze polskiej, a nawet świadomości zbiorowej, jakiego w swoim czasie dokonała proza Borowskiego. Powinien on także swoją wymową nie tylko wyjść poza schematyczne uściski  sporu między “szmalcownikami” a “sprawiedliwymi” (że je tak skrótowo i symbolicznie określę), które nie tylko wyczerpały się same, ale i uczestników wyjałowiły. Jeśli zostanie należycie odebrany i zrozumiany, powinien nas przywrócić najważniejszej debacie humanistycznej XX wieku, która właściwie u nas została zapoczątkowana, ale niestety najpierw znieprawiono ją instrumentalizacją ideologiczną, a w ostatnich dekadach zniekształcono redukcją etniczną.

W ciemności przywraca nam wszystkie te pytania, bez których nie ma prawdziwej sztuki i poważnej humanistyki: jaki jest ten świat?, co się z nim stało?, jak się mają i mieć mogą ludzie w nim?, co jest w człowieku i jak się objawia? Ciemna, doskonale przekazana wizualność tego filmu jest właściwą formą dla  podjęcia tych pytań w sytuacji ekstremalnej, ponieważ sprowadza je na poziom pierwiastkowy, “prymordialny”, do podziemia egzystencji, w rozumieniu Dostojewskiego, a nie Struga, choć i on jest tu słyszalny. To tu, zdaje się mówić Holland (podobnie zresztą jak Korczak w swoim Pamiętniku  z getta)  – tu patrzcie, bierzcie i myślcie, ponieważ wszystko, co powyżej, w nadziemiu, nie jest inną jakością, lecz tylko rozrzedzeniem tamtego podziemnego stężenia.

Przemyślane skupienie całej narracji na tym, co dokonuje się w człowieku i jak on sam się przeistacza, wraz z rzeźbiarską, rzec chcę, personalizacją wszystkich, nawet całkiem marginalnych postaci, wypełnia całą tą podziemną wizualizację pulsującą tkanką międzyludzką, a jej lokalne osadzenie, z wszystkimi jego kulturowymi, obyczajowymi i jezykowymi osobliwościami nasyca tę narrację wiarygodnością, jaką dzieła artystyczne rzadko osiągają.

Ale to i tak  jest  tylko konspekt tego, co należałoby napisać. Na razie mam tytuł: Tadek odwrócony.

Niby nic, a chodzi przecież o Tadka z U nas w Auschwitzu, o którego  pół wieku się spierano.

         

 

ACTA – błędy kardynalne

W sprawie ACTA popełniono przynajmniej trzy błędy kardynalne. I to nie w skali lokalnej, lecz globalnej.

Pierwszym błędem było połączenie w jednym akcie prawnym zagadnienia podróbek towarów markowych  z problemami twórczych praw autorskich. W ten sposób ochrona praw twórcy została sprowadzona do ochrony znaków towarowych, a same dzieła do towarów. Redukcja ta została dokonana rozmyślnie, a jej radykalizm dowodzi, że rządy i organizacje międzynarodowe działały w interesach producentów, a nie twórców i odbiorców. Artyści, którzy tego nie rozumieją, tracą coś więcej niż pieniądze. 

Drugim błędem było celowe zapoznanie specyfiki tego medium jakim jest World Wide Web. Otóż to jest gruntownie inna czasoprzestrzeń komunikacyjna (globalna interaktywność w czasie realnym), od tych, które znamy dotąd z innych mediów (pismo, druk, radio, telewizja), poznawczo, a nawet prawnie opanowanych. W internecie wszystkie relacje wszystkich elementów  są inne: planetarny zasięg, momentalność czasowa, nieograniczona właściwie multimedialność i nieskończone możliwości interfejsów, globalna społeczność sieciowa odbiorców, będących jednocześnie twórcami. Próba uchwycenia, usztywnienia i doktrynalizacji tej dynamicznej czasoprzestrzeni w  jednym akcie prawnym była z góry skazana na klęskę. Jej odgórne, apodyktyczne narzucenie świadczy o tym, że gdy idzie o interesy wielkich korporacji, rządzącym rozum odbiera i wiodą ich upiory.      

Trzecim błędem jest anachroniczne rozumienie twórczości i praw autorskich ukształtowane w kulturze druku i oparte o mocny, “twardy”, tekstowy fundament. Tekst to jest autonomiczna całostka słowna, ikoniczna lub dźwiękowa, która ma swoje obliczalne wymiary przestrzenne lub czasowe. Obowiązujące nas  rozumienie twórczości i autorstwa, ze wszystkimi  jego prawnymi, państwowymi i ponadpaństwowymi konsekwencjami oraz finansowymi skutkami, kształtowało się w kulturze zachodniej ponad dwieście lat (od pierwszego Copyright Act z roku 1739) i nie objęło jeszcze całego świata (Chiny np. nie respektują wszystkich konwencji). Zderzenie takiego, “tekstowego”, statycznego i monomedialnego pojmowania praw autorskich  z  dynamiką  komunikacyjną  multimedialnych  hipertekstów, bo to one stanowią o specyfice internetu, musiało  skończyć się  społeczną  klęską. I na szczęście.

To, że żadna ze światowych organizacji oraz żaden z ponadrządowych, rządowych i akademickich think tanków błędów tych nie spostrzegł i nie próbował im zapobiec, świadczy tylko o tym, że wszyscy ich członkowie ulegli  “finansjalizacji” i tego świata, który współtworzą, nie pojmują. A to dopiero jest nieszczęście.    

Szyld

” Tłuczeń, kliniec, pospółka”  (Szklarska Poręba).

***

Poetologie pamięci. Pod redakcją Dariusza Śnieżki. Uniwersytet  Szczeciński, Szczecin 2011;

Czesław Miłosz i rewolucja. Pod redakcją Jerzego Madejskiego prz współpracy  Urszuli Bielas-Gołubowskiej, Beaty Wolskiej. Szczecin 2011.

A to noworoczny podarek Dariusza Śnieżki. Podziękowanie również wstydliwie spóźnione, ale najlepszą myślą ożywione.

***

Jan Syruć (Czesław Miłosz), Wiersze; Czesław Miłosz, Świat.Poema naiwne; Czesław Miłosz, Głosy biednych ludzi.

Reprinty pierwszych wydań. Instytut Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską, Biblioteka “Więzi”, Warszawa 2011.

To piękny, gwiazdkowy właściwie podarunek Pawła Kądzieli, zaś  podziękowanie wstydliwie spóźnione. Ale Paweł już mnie usprawiedliwił!

***

Andrzej Gwóźdź, Obok kanonu. Tropami kina niemieckiego. Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy’ego Brandta. Oficyna Wydawnicza Atut, Wrocław 2011.

Gratuluję, dziękuję, polecam. I ciągle czekam na tę książkę, która jest przeznaczona do serii Communicare! 

Next Page »