Przyjemne z pożytecznym

Zapytują mnie, a i zapytuję sam siebie, czemu nie mieszam się do “kwestii smoleńskiej” i nie komentuję tego, co nie tyle się dzieje, ile raczej wydarza. Nie chcę wdawać się w tą szamotaninę i skazić jej językiem oraz manierami, a gdyby należycie ją skomentować, czyli w jakiejś mierze wyjaśnić, trzeba by napisać broszurkę polemiczną w stylu Genealogii teraźniejszości  Świętochowskiego. Na to jednak nie mam teraz czasu, a może i atłasu.

Czas ostatnio spędzam przyjemnie i pożytecznie, w zgodzie ze sobą. W poniedziałek dyskutowaliśmy o biografii Ludwika Rajchmana, który jest postacią historii światowej, a we wtorek mieliśmy spotkanie z delegacją francuską, poświęcone Januszowi Korczakowi. Tak się składa, że obaj ci wielcy twórcy spełnionych utopii dziecięcych (Dom Sierot i UNICEF), byli właściwie rówieśnikami (ur. 1878-Korczak; 1881-Rajchman) Polakami pochodzącymi z asymilowanych od pokoleń rodzin żydowskich, “Warszawiakami” czyli ludźmi uformowanymi w kręgu lewicy kulturalnej przełomu wieków XIX i XX,  lekarzami i wychowawcami, a każda zawężona do jednej profesji ich kwalifikacja, ogranicza lub kawałkuje całościowe znaczenie ich dzieł. Więc lubię o nich rozprawiać jako o “filozofach praktyki”  i jeszcze parę razy mi się to w tym roku przytrafi (wkrótce Lipsk, a potem Kijów).  

To chyba zrozumiałe, że nie mam się tutaj do czego mieszać.    

***

Marta Aleksandra Balińska, Ludwik Rajchman. Życie w służbie ludzkości. Przedmowa Bronisław Geremek. Przełożyli: Maria Braunstein, Michał Krasicki. Wydawnictwo Studio Emka, Warszawa 2012.

Zobacz wpis następny w Zapiskach

Ostrowidz i zaślepienie

Saul Friedlander, Refleksy nazizmu. Esej o kiczu i śmierci. Przełożył Marcin Szuster. Wstęp Paweł Śpiewak. Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2011. Z podzięką dla Redaktora Burka!

To brawurowo napisany esej, którego motto można wziąć z Brzozowskiego: “każde zaprzeczenie ma w sobie naturę tego <tak>, przeciw któremu się zwraca”. Polimorfizm nazizmu i jego wnikanie w różne postawy fascynuje autora i czyni go krytycznym ostrowidzem. 

Pierwszymi pisarzami europejskimi, którzy otworzyli  naszą wrażliwość na takie metamorfozy i nastawili do nich krytycznie, zaraz po wojnie,  byli Tadeusz Borowski i Tadeusz Różewicz. Nie znajduję jednak żadnych do nich odwołań, ani w tekście eseju, ani we wstępie Pawła Śpiewaka, ani też w zapisie dyskusji, którą opublikowała “Kultura Liberalna”. 

Jak widać zauroczenie łatwo przechodzi w zaślepienie.  

Oko za oko

Zadziwił mnie Paweł Lisicki, dlatego potrzymałem sobie jego komentarz parę tygodni, aby ochłonąć. Ale po ich upływie nic się nie zmieniło i w zadziwieniu pozostaję nadal. Napisał on mianowicie tak:

To, co zmienia perspektywę i pozwala uzasadnić stosowane przez Amerykanów środki i zgodę na wydanie im bazy, to sposób prowadzenia walki przez islamistów. Terroryści nie mieli żadnych skrupułów. Chcieli mordować niewinnych i bezbronnych. Nie znali litości ani współczucia; jedyne, co ich interesowało, to zadanie możliwie największych strat znienawidzonym mieszkańcom Zachodu. Dlatego nie widzę niczego niewłaściwego w tym, że potencjalnym sprawcom zbrodni odmówiono praw przysługujących z zasady człowiekowi.

(Niewczesna gorliwość polskiej prokuratury,  ” Uważam Rze”, 2-9 kwietnia 2012).

Proszę uważnie wczytać się w ten wyimek: po pierwsze – wystarczy być “potencjalnym sprawcą”, czyli kimkolwiek, aby zostać pozbawionym “praw człowieka”; po drugie – ponieważ oni nie mają skrupułów, to i my ich mieć nie musimy; po trzecie – barbarzyńcy są barbarzyńscy, więc i nasze barbarzyństwo jest usprawiedliwione.

Wydawało mi się, że Paweł Lisicki jest chrześcijaninem i ewangelie są jego chlebem powszednim. A on się zatrzymał przed kodeksem Hammurabiego i stamtąd pochodzą jego nauki.

W czepku urodzony

Autor Pirata stepowego, debiutanckiej, lecz dojrzałej książki o Nestorze Machno, legendarnym buntarze okresu rewolucji i wojny domowej w Ukrainie i Rosji, którą przeczytałem od jednego zamachu, wydaje mi się szczęściarzem, w czepku urodzonym. Czytając Pirata stepowego nabierałem z każdą stroną przekonania, że autor trafił na właściwy sobie gatunek, którym jest reportaż historyczny i że służą mu w tej prozie skromność i wnikliwość, wrażliwość i wiedza, empatia i epika. Poprzedników ma znakomitych (Pruszyński, Jasienica, Marian Brandys) a przyszłość świetlaną, jeśli utrzyma się w swojej tematyce (pogranicza polsko-ukraińsko-rosyjskie) oraz skłonnościach rodzajowych: a może by teraz o Mazepie?  

Czego mu życzę ze szczerą zazdrością, gdyż ze swoim gatunkiem męczę się całe życie i ciągle mam jeszcze nadzieję na niego trafić.    

***

Stanisław Łubieński, Pirat stepowy. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2012.

Autorowi dziękuję i zaraz coś o nim napiszę.

***

Opowiedzieć PRL , pod redakcja Katarzyny Chmielewskiej i Grzegorza Wołowca. Instytut Badań LIterackich PAN, Warszawa 2011.

Podziękowania dla Koleżanek i Kolegów z IBL-u.

***

Paweł Maciejko, The Mixed Multitude. Jacob Frank and the Frankist Movement, 1755-1816. University of Pennsylvania Press, Philadelphia 2011.

Już podziękowałem Pawłowi osobnym listem, ale trzeba myśleć o polskiej edycji tej ważnej, także dla dziejów kultury polskiej książki.

Miłosz nieznany, Giedroyc odsłaniany

“Jedną z nęcących zalet tej liczącej 1040 (słownie: tysiąc czterdzieści)  pozycji korespondencji jest to, że są to listy właściwie robocze, nieupozowane, czasem tylko stylizowane na jakąś zasadniczą wypowiedź. W tych listach obie te wielki osobowości zostają odsłonięte w swojej codzienności, choć nie w żadnej kuchni czy alkowie, lecz w warsztatach pracy. Nie są to w ogóle listy pisane do jakiegoś trzeciego adresata, jakim zwykle jest tak zwana potomność, żadnych tutaj koturnów epokowych, jak u Goethego i Schillera, żadnego też wzajemnego napuszenia, jak u Dąbrowskiej i Stempowskiego.”

Andrzej Mencwel, Miłosz nieznany, Giedroyc odsłaniany, “Przegląd Polityczny”, nr 111, 2012, s. 104-111.