“Danas”

Popkultura nece potopiti evrointegracije. Antropolog Andzej Mencvel povodom knijge “Antropoloska imaginacije”. Razgovor vedila i prevela Ivana Dokić Saunderson. “Danas”, Beograd, 8 april 2014, s. 16.

Widmo lewicy krąży po Polsce…

– Jako naród przeszliśmy ze wsi do miasta, z  chałup do mieszkań, z zagród do zakładów, z parafii do stowarzyszeń, ze społeczności tradycyjnych do społeczeństwa nowoczesnego. W nim nie zaglądamy sobie do garnków i do łóżek, lecz indywidualnie odpowiadamy za własne wybory i zachowania. A jeżeli ktoś odpowiada sam za siebie, to bierze na siebie odpowiedzialność. I nie może być przez oszołomionych mataczy prowadzony do ciemnego kąta. (…) Nowoczesne zmiany społeczno-cywilizacyjne nie przekładają się na poglądy polityczne, ale nie poszerzają bazy dla ekstremizmów, zwłaszcza tradycjonalno-prawicowych. A czy będą siły polityczne zdolne uświadamiać, nadawać temu krystaliczną postać, to jest już inne pytanie. Które przed innymi powinni sobie zadawać ludzie lewicy. 

Widmo lewicy krąży po Polsce, ale to wciąż tylko widmo. Z prof. Andrzejem Mencwelem rozmawia Robert Walenciak. “Przegląd”, nr 17-18, 2014, s. 14-17.

Na powierzchni poematu i w środku

Tadeusz Różewicz odszedł.

Był pierwszym, który sprozaizował, sprowadził do powszedniości wszelką poezję, a właściwie sztukę słowa. Miron przyszedł po nim i zapewne po jego lekcji, a oni obaj ustawili głos powojennej poezji polskiej.

Sprowadzając poezję do powszedniości, więc w pewnym sensie do profanum, napawał mnie jednocześnie poczuciem świętości, jakim może promieniować sztuka słowa.

Czytałem Go, czytywałem, mogę powiedzieć, że nawet w Nim pobywałem, chociaż wtedy popadałem w niewysławialną grozę, którą przejmowała mnie poezja. Dlatego pewnie bałem się do Niego zbliżyć i nigdy nawet z Nim nie rozmawiałem. Tylko kiedyś w Karpaczu, usiłowałem go podejrzeć, ale mi się nie udało. Teraz dowiaduję się, że zgodnie z ostatnią wolą, zostanie tam pochowany. Będę Go odwiedzał, bo też kocham te góry.

Cytują ciągle Ocalonego:

Mam dwadzieścia cztery lata

ocalałem

prowadzony na rzeź

Dlaczego przemilczają Lament:

mam lat dwadzieścia

jestem mordercą

Niech przeczytają jeden z drugim, drugi przez pierwszy, pierwszy przez drugi, wtedy dopiero dopadnie ich mysterium tremendum. Nawet niepozorny Bursztynowy ptaszek powinien im wystarczyć:

Jesień

ptaszek bursztynowy

przejrzysty

z gałązki na gałązkę

nosi kroplę złota

 

Jesień

ptaszek rubinowy

świetlisty

z gałązki na gałązkę

nosi kroplę krwi

 

Jesień

ptaszek lazurowy umiera

z gałązki na gałązkę

kropla deszczu spada.

Podstawa

Jerzy Jurandot bezbłędnie określa podział świata ustanowiony przez mury getta. Jego zdaniem nie jest to podział etniczny (Żydzi i Polacy) ani religijny (katolicy i judaiści). Zamknięci w getcie zostali bowiem także Polacy pochodzenia żydowskiego oraz obywatele polscy katoliccy lub niewierzący. Podział ten był natomiast rasistowski (podług ustaw norymberskich) i dlatego, z rozmysłem, pisze Jurandot o aryjskiej i semickiej stronie świata.

Można to uogólnić:

dokonywana przez rasizm redukcja świata ludzkiego do kwalifikacji biologicznej jest teoretyczną podstawą stworzenia świata nie-ludzkiego. W oparciu o tę redukcję hoduje się tych, którzy “rasowo” innych uznają za nie-ludzi, zaś eliminacja nie-ludzi staje się misją “nad-ludzi”. To dlatego szkolą się oni ochoczo do jej pełnienia, a w niszczycielskich aktach doznają wszechstronnego uniesienia.

Cały ten system szkolenia, owa szczególna Bildung, powinny zostać detalicznie rozpracowane. Tak, żebyśmy dobrze rozpoznawali jej najmniejsze zalążki.

U źródeł zła

Czy ten żydowski policjant, który uratował Jerzego Jurandota przed transportem do Treblinki, zasługuje na usprawiedliwienie, czy na potępienie? Przecież wielu innych, może setki, nawet tysiące ludzi do transportów tych eskortował, a do wagonów upychał… Niemożliwość jednoznacznej oceny jego postępowania uświadamia nam niemożliwość analogicznej oceny zachowania wszystkich nieomal, którzy sytuacji getta doświadczyli i to nie tylko urzędników czy policjantów, ale także robotników, lekarzy, nauczycieli, grabarzy i … aktorów. Wyjątek stanowią ci, którzy wybrali walkę, czyli bojownicy, ale oni wiedzieli dobrze, że wybierają śmierć. Co zresztą nie chroniło ich przed dylematami, które uprzytomnił nam Marek Edelman.

Takiego jasnego i zdecydowanego wyboru nie można jednak oczekiwać od setek tysięcy ludzi stłoczonych w “mieście skazanych” i poddawanych codziennemu unicestwieniu. Unicestwianiem w tej ekstremalnej sytuacji nie była bowiem tylko sama śmierć, ale również powszednie, systematyczne, postępujące odczłowieczenie, aż do pozbawienia woli życia. Już to kiedyś napisałem i teraz przypominam: sądzić tych, którzy stali wobec Umschlagplatzu, można tylko z tamtego miejsca. Z każdego innego miejsca trzeba starać się ich zrozumieć.

Jerzy Jurandot, który przeżył dwa lata w warszawskim getcie, a prowadził w nim teatrzyk Femina, nie wyzwolił się chyba z dwoistej oceny własnego postępowania, skoro do końca życia nie udało mu się właściwie napisać wspomnień o swojej artystycznej tam działalności, a dochowane ich fragmenty rozpraszają się w anegdotach. Dlaczego tak? Jego problem osobisty nie polegał na tym, że prowadzenie takiego teatrzyku było formą kolaboracji z okupantem, gdyż w getcie wszystko, nawet przejście przez ulicę wymagało takiej kolaboracji, a ponadto otwarcie Feminy zostało uzgodnione z podziemnymi władzami kulturalnymi. Dylemat natomiast stanowiło to, że takie spektakle lżejszej, rozrywkowej muzy, których zresztą oczekiwali widzowie, aby przynajmniej na chwilę zapomnieć o grozie getta, odbywały się w otoczeniu tej grozy: zaszczuwanych przechodniów, katowanych starców, konających chorych, zagłodzonych dzieci. Opowiadanie Jurandota, Dziewczynka o złotych włosach, nieodparcie uobecnia nam jakość tego otoczenia.

Rewie, operetki i komedie muzyczne wystawiane w takim otoczeniu, nawet jeśli sami artyści ledwie byli żywi, nie mogły nikomu zapewnić spokojnego sumienia i również podczas spektaklu nie zapewniały. Nie piszę tego po to, aby poddawać w jakąkolwiek wątpliwość postępowanie Jerzego Jurandota i ekipy, gdyż lektura jego wspomnień wzmaga we mnie pragnienie zrozumienia, a nie sądzenia. Powtarzam – nikt, kto tam nie był, nie ma prawa sądzić postępowania ofiar, a ofiarami byli wszyscy, zamknięci w tej sytuacji bez wyjścia, więc nie – ludzkiej. Jest ważne, aby to przyjąć bez zastrzeżeń, choć brakuje nam właściwych pojęć. Wiemy, że to była sytuacja nie-ludzka, chociaż ciągle nie wiemy, co to właściwie jest sytuacja nie-ludzka i za mało, pomimo całej ogromnej literatury przedmiotu, poświęciliśmy jej uwagi.

Rafał Lemkin opracował pojęcie ludobójstwa i je objaśnił, wprowadził do prawa międzynarodowego i tym samym nauczył nas, na czym ta zbrodnia polega i kto za nią odpowiada. Otóż ludobójstwo graniczy nie tylko pojęciowo, lecz i realnie z organizacją sytuacji nie-ludzkiej, ale nie jest z nią tożsame. Dlatego sytuacja ta wymaga osobnego opracowania i objaśnienia, które jednoznacznie określi odpowiedzialnych za jej stworzenie, a zróżnicuje odpowiedzialność tych, którzy ekstremalnym przymusem zostali w nią wtrąceni. I pośród wtrąconych pozwoli nam też odróżniać tych, którzy nie-ludzkość sytuacji starali się zmniejszyć od tych, którzy ją zwiększali. Na przykład – Adama Czerniakowa od Chaima Rumkowskiego.

Jest dla mnie jasne, że Jerzy Jurandot znajduje się na stronie Adama Czerniakowa, i ma na niej dobrą pozycję. Co oznacza, że nie może on podlegać żadnemu zewnętrznemu osądowi i pozostaje ze swoim własnym sumieniem. Jego Miasto skazanych czyli pamiętnik z getta napisany krótko po ucieczce, z pieczęcią autentyku, jest bardzo poważnym przyczynkiem do kwestii odpowiedzialności tych, którzy tę nie-ludzką sytuację stworzyli i ją eksploatowali. Jurandot  wyraźnie stopniuje tę odpowiedzialność i dzięki temu odkrywa zapoznane chyba dotąd oblicze getta. Żydowscy policjanci i urzędnicy, jeśli tylko nie wykorzystują osobiście sytuacji, pozostają, w jego przedstawieniu, po stronie ofiar, dlatego ocena ich postępowania musi być nieuchronnie dwoista. Po stronie katów natomiast mamy kilka stopni takiej odpowiedzialności – bezpośrednimi sprawcami zbrodni są strażnicy ukraińscy, litewscy i łotewscy oraz, oczywiście, żołnierze i żandarmi niemieccy. Jakkolwiek okrutni bywali ci kolaboranci niemieckiego “ostatecznego rozwiązania” autor Miasta skazanych , znający ich z autopsji, nie osądza ich najsurowiej. Nie tylko dlatego, że są oni podrzędnymi wykonawcami, ale także dlatego, że ich instynktowną krwiożerczość podnieciły warunki, w jakich się znaleźli. Gorzej z Niemcami, zwłaszcza esesmanami, gdyż ich zbrodniczość jest, zdaniem Jurandota, systematyczna, wykalkulowana, wyćwiczona. Choć i tu zdarzają się niezwykle rzadkie wyjątki (jeden z esesmanów wyraża coś w rodzaju przeprosin), to obraz zasadniczy jest prawdziwie przerażający. Wszyscy młodzi Niemcy umundurowani, nie tylko z zabójczych komand, ale także z dowolnych formacji wojskowych, są zawodowymi, technicznie wyszkolonymi oraz mentalnie ukształtowanymi, mordercami. Co znaczy, że każdy z nich ma opanowane różne metody zabijania, zaś likwidacji Żyda dokonuje z zimną krwią i … z satysfakcją moralną!

“Ci najmłodsi – pisze Jurandot – często odznaczali się bestialstwem nie mniejszym niż esesmani. Byli to przeważnie wychowankowie Hitler-Jugend, od dzieciństwa wdrożeni do nienawiści i okrucieństwa, przyuczeni specjalnie do znęcania się nad Żydami”. Kilka przykładów takiego bestialstwa mrozi czytającemu krew w żyłach, ale otwiera oczy. Epizod opowiadający o katowaniu starego rikszarza przez młodego lotnika leczy mnie przy okazji z ostatnich złudzeń co do rycerskich formacji zbrojnych.

Kładę jednak mocny nacisk na to wyrażenie: “od dzieciństwa wdrażani do nienawiści i okrucieństwa”. Przypomina mi ono wielkie dzieło Norberta Eliasa, Rozważania o Niemcach, poświęcone narodzinom, wzrostowi i dominacji kanonu nacjonalistyczno-militarnego w niemieckiej Bildung. Ale Elias badał przede wszystkim teoretyczne oblicze tego kanonu oraz różne jego artykulacje edukacyjne i literackie (Ernst Junger). Doświadczyć bezpośrednio jego działania nie miał, na szczęście, okazji, choć pisał o nim z przenikliwą intuicją. Po lekturze tej księgi Jurandota, która niniejszy zapis pobudziła, nie mam wątpliwości, że Elias miał rację, tylko racja ta dotąd nie została przyjęta: ci, którzy byli nosicielami i sprawcami największego zła dwudziestego wieku, byli do sprawiania tego zła “od dzieciństwa wdrażani”. Zło to nie było sprawiane przez osobowości banalne, jak uważała Hanna Arendt, lecz przez osobowości specjalne: “płowe bestie”. Ich hodowla, której nie godzi się nazywać edukacją, nie została jeszcze właściwie rozpoznana, chociaż o hitleryzmie napisano całe biblioteki. Ale dopóki zasad i praktyk tej hodowli się nie pozna, dopóty przed nawrotem takich form zła nie będziemy zabezpieczeni.

Jerzy Jurandot, Miasto skazanych. 2 lata w warszawskim getcie. Stefania Grodzieńska, Dzieci getta. Autorska koncepcja dzieła Agnieszka Arnold. Muzeum Historii Żydów Polskich, Warszawa 2014.

   

Uświadamianie

Po co przypominasz sobie w kąpieli, że kobieta, która zakłuła Marata w wannie nazywała się Charlotte Corday? Przecież twoja kobieta pojechała na targ po świeże warzywa, a nawet pies zapadł w letarg, chociaż na sąsiednim daszku panoszy się cudzy kot… Czy po to, żeby dać sobie znać, że należysz do europejskiego dziedzictwa, a nie zapominasz też o śmierci Leszka Białego, żeby przypisać się do rodzimości? Chyba ani jedno ani drugie. Zaczynasz zdawać sobie sprawę, że to nie “nikt”, lecz ty nie znasz dnia ani godziny.

 

 

 

***

Radoslav Dokić, Poljska teorija kulture. Foto Futura, Beograd 2006.

Z podziękowaniem dla pana Radoslava za książkę i perypatetyczny spacer po Kale Megdanie, a zwłaszcza zagajenie belgradzkiej dyskusji o Wyobraźni antropologicznej.

Branislava Stojanowić, Polonica u Srbiji. Bibliografija posebnich izdanja (1848-2013). Slavisticko drustvo Srbije, Beograd 2013.

Bardzo dziękuję za to informatorium i przekazuję do biblioteki polonistycznej.

Milojica M. Szutovicz, Politika zatoczenika (Politics of Captives). Filosofski fakultet, Kosovska Mitrovica 2013.

Angielskie streszczenie zapowiada książkę prawdziwie krytyczną i to z miasta prawie frontowego. Polecam uwadze wydawców.

Kosztowny anachronizm

Jeśli chodzi o Putina, choć wydaje się politykiem zwycięskim, pozostaje naprawdę wcieleniem anachronicznego kanonu feudalno-militarnego. Norbert Elias powiedziałby o nim, że nie opanował tego, co jest podwaliną postawy nowoczesnej, czyli kalkulacji długofalowej. Na upowszechnieniu takiej kalkulacji opierały się, zdaniem autora Społeczeństwa dworskiego, nowoczesna wytwórczość, handel, nauka i technika. Kanon feudalno-militarny natomiast waloryzował najwyżej zdobycz bezpośrednią, nowszą formę barbarzyńskiego łupu. Łup taki, w postaci Krymu, został właśnie zdobyty, ale reputacja partnera negocjacji stracona. Utrata tej reputacji oznacza, że Rosja pozostanie poza strefą wolnego handlu, jaką utworzą Ameryka z Europą, jej Unia Euroazjatycka okaże się wydmuszką, a moc jej surowcowej geopolityki będzie maleć z każdym rokiem. Ponieważ niczego innego poza ropą i gazem Rosja nie wytwarza, nawet jej broń się zestarzała, więc  degradacja tego dawnego mocarstwa jest nieuchronna. Ciekawe, czy za jej punkt początkowy przyszli historycy uznają aneksję Krymu, wojnę z Gruzją, czy też pacyfikację Czeczeni?